wtorek, 18 listopada 2014

Odcinek 42 - "najpiękniejsze chwile naszego życia piszą się same, nie da się ich zaplanować"


Odcinek 42

-Tom! Bill! - wysoka i szczupła kobieta otworzyła nam drzwi i rzuciła się chłopakom na szyję. A więc tak wygląda Simone... Miała krótko ścięte blond włosy i młodą twarz ze zmarszczkami wokół oczu, świadczącymi o poczuciu humoru. Oczy... jej oczy były dokładnie tego samego koloru, co Toma. Identyczny kształt, kolor... Tylko rzęsy miała dłuższe.
Ubrana była... no właśnie, jej ubiór sprawił, że z miejsca się rozluźniłam. Miała na sobie podkoszulek i dresy, na nogach puchate kapcie, na widok których z miejsca się uśmiechnęłam. Odsunęła się od chłopaków i spojrzała w moim kierunku.
-Ty zapewne jesteś Ola – powiedziała, podeszła do mnie, przygarnęła do siebie i mocno uściskała. Ponad jej ramieniem spojrzałam na Toma, który szczerzył zęby w uśmiechu pełnym otuchy. Ulga, jaką sprawił mi gest Simone była tak wielka, że aż się wzruszyłam. Kobieta odsunęła mnie od siebie na długość ramienia i przyjrzała mi się.
-Wiem, że dużo przeszłaś. Ale we mnie i w Gordonie będziesz mieć wsparcie, jesteś teraz częścią rodziny. -powiedziała i otarła łzę z mojego policzka.
-Bardzo pani dziękuję za ciepłe przyjęcie... - powiedziałam łamiącym się głosem, a Tom podszedł, stanął obok mnie, chwycił w talii, przytulił mocno i pocałował w czubek głowy.
-Och, proszę, przestań z tym „pani”. Mów mi Simone – uśmiechnęła się do mnie kobieta, a ja już zupełnie się rozkleiłam. Nie wiem, co się stało, może uderzyło mnie to, jak bardzo podobni są do niej chłopcy? Albo po prostu troska obcej osoby mnie wzruszyła? Jej słowa „jesteś teraz częścią rodziny”?
-Simone, coś ty jej zrobiła? - usłyszałam pytanie zadane głębokim męskim głosem z nutą sarkazmu. Podniosłam głowę i zobaczyłam jeszcze wyższego niż Bill mężczyznę, z lekko przerzedzonymi włosami i małym brzuszkiem. Podszedł do mnie i wyciągnął rękę:
-Jestem Gordon, możesz mi mówić Gordon, słów przywitania nie będę powtarzał po Simone, bo jeszcze znowu się rozpłaczesz. Witamy w rodzinie – powiedział i wyciągnął mnie z ramion Toma, aby samemu mnie uściskać, a ja znów poczułam gulę w gardle i zapiekły mnie oczy.
-Miło cie poznać, Gordon... - zapiszczałam
-Chłopcy! Znowu urośliście, albo ja się kurczę! -stwierdził wypuszczając mnie z objęć. Uściskał bliźniaków, po czym podszedł do Simone, chwycił ją w talii i ruszył w stronę domu. Tom stanął za mną i szepnął mi na ucho:
-Wszystko już okej?
-Aha.. Nic mi nie jest, tylko to wszystko... - zamachałam rękami – Twoja rodzina...
-Wiem, ale sama słyszałaś, teraz to też i twoja rodzina – uściskał mnie mocno
-I to najbardziej mnie wzruszyło – szepnęłam mu na ucho i pocałowałam go delikatnie w policzek. Uścisnął mnie jeszcze raz i razem weszliśmy do środka.
Simone krzątała się po domu ze szmatką w ręce, a Gordon ukradkiem przemknął do garażu, aby „poszukać ozdób na choinkę”,ale Tom powiedział mi później, że mówi tak co roku, aby wymigać się od sprzątania. Tak naprawdę siada na krześle i brzdąka na gitarze, którą chłopcy kupili mu po wydaniu swojego pierwszego albumu. Nieśmiało podeszłam do Simone i spytałam cicho:
-Może pani pomogę?
-Mówiłam ci, żebyś nie mówiła do mnie per „pani” - kobieta posłała mi uśmiech – Skoro chcesz, to weź Toma i Billa, i idźcie odświeżyć pokoje na górze. Ale oni też mają sprzątać!
-Prędzej spodziewałabym się, ze Tom będzie chciał mnie wyręczyć... - mruknęłam, a Simone tylko pokiwała głową.
-Taki już jest, prawdziwy dżentelmen...
-Wezmę tych dwóch na górę, ale gdzie mogę znaleźć jakieś szmatki, płyny?
-Tom ci pokaże, gdzie jest pomieszczenie gospodarcze – powiedziała i jeszcze raz się uśmiechnęła- Cieszę się, że Tom cię ma. Widać, że jest naprawdę szczęśliwy... - stwierdziła, pogłaskała mnie po policzku, po czym wróciła do przerwanej czynności.
Mój chłopak podszedł do mnie i szturchnął mnie:
-To co robimy?
-Sprzątamy na górze. - uśmiechnęłam się – Gdzie macie pomieszczenie gospodarcze?
-Chcesz sprzątać? - zdziwił się – Ledwo stoisz na nogach ze zmęczenia...
-Nie przesadzajmy, posprzątamy razem z Billem, a potem pójdziemy na spacer, dobrze? - poprosiłam
-Ale jak wrócimy, to pójdziesz się przespać, nie mogę patrzeć na te cienie pod twoimi oczami... - powiedział zmartwiony
-No dobrze, obiecuję, ze pójdę się przespać...
-No to bierz młodego i idziemy.
-Dla mnie on wcale nie taki młody, tak jak i ty – rzekłam figlarnie
-Jestem w idealnym wieku dla ciebie – pocałował mnie w czubek nosa, a ja wtuliłam się w niego.
-Czarny! -krzyknął Tom, a Bill praktycznie zmaterializował się koło nas
-Nie drzyj się – upomniał go chłopak
-Idziemy sprzątać na górę – oznajmił mu brat i ruszył ze mną na górę
-Ja też? - zdziwił się muzyk
-No a jak inaczej – mrugnął Tom
-Niech ci będzie... - powiedział Bill, czym bardzo mnie zaskoczył
-Kiedy stałeś się taki uległy? - spytałam zdziwiona
-Od kiedy Tom... - w tym momencie mój ukochany zatkał mu usta ręką
-Tom, o co mu chodzi? - spytałam podejrzliwie
-O nic, o nic – powiedział podejrzanie szybko, ale nie chciałam już naciskać, nie miałam siły.
Weszliśmy na górę, Tom przyniósł szmatki, ręczniki papierowe i różne inne niezbędne przedmioty. Złapałam za błękitną szmatkę, a Tom wyrwał mi ją z ręki.
-Ej! - upomniałam go
-No co, niebieski to mój ulubiony kolor – odrzekł z niewinnym uśmiechem na twarzy
-Ale nie ma żadnej innej!
-No to będziesz mi psikała płynem, dobrze? - poprosił z tak zwaną „puppy face”
-Niech ci będzie, ty głupolu – mruknęłam, a on schylił się, aby pocałować mnie w czoło.
Ze sprzątaniem uwinęliśmy się raz-dwa, zeszliśmy na dół i zjedliśmy bez pośpiechu obiad – spaghetti bolognese, a'la Simone Kaulitz. Było naprawdę pyszne, już wiedziałam, po kim Tom ma talent do „kucharzenia”. Jedząc, patrzyłam na Toma, który promieniował radością. Teraz było tak naprawdę widać, jak wielkie znaczenie ma dla niego rodzina, ile jej zawdzięcza i że to właśnie dzięki Simone, Gordonowi i Billowi jest, jaki jest. Powinnam im za to właściwie dziękować na klęczkach.
Po posiłku Tom pogonił mnie, żebym się cieplej ubrała, a potem we dwoje poszliśmy na długi spacer.
Tom poprowadził mnie wzdłuż ulicy aż doszliśmy do lasu. Uderzyło mnie jego piękno, byłam wprost oczarowana. Śnieg skrzył się, skrzypiał cicho, kiedy deptaliśmy go swoimi stopami, a drzewa, pomimo braku liści, wyglądały niczym strażnicy tej charakterystycznej leśnej ciszy. Szłam niemalże z otwartą buzią, a Tom uśmiechał się szeroko, widząc mój zachwyt. W pewnej chwili złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
-Ola, kocham cię... - powiedział mi do ucha, a mnie przeszyły dreszcze- Kocham cię, jak nikogo nigdy dotąd...
Czułam, że słowa wypowiedziane tutaj, w jego rodzinnym mieście mają znaczącą wagę. To coś innego niż nasze ciche szepty wieczorami, to było coś... wyjątkowego. Ktoś kiedyś powiedział, że najpiękniejsze chwile naszego życia piszą się same, nie da się ich zaplanować. Cokolwiek byśmy nie wymyślili, życie wymyśli coś o wiele lepszego, bo niespodziewanego. I wiecie co? Ten ktoś miał rację.
Zrobiło mi się chłodno i zadrżałam w ramionach Toma. Poczuł to od razu i przygarnął mnie mocniej do siebie i mocno przytulił. Po chwili zdjął ze swojej szyi szalik i owinął go wokół mojej.
-Tom, zmarzniesz, zabieraj ten szalik! - powiedziałam nieco zdenerwowana i popatrzyłam na niego z wyrzutem.
-Tak szczerze, to wziąłem go tylko dlatego, że ty nie wzięłaś, a wiem, że bym cię nie przekonał – mrugnął do mnie łobuzersko, a mi odebrało dech. Jakim cudem taki wspaniały facet istniał naprawdę, a na dodatek kochał MNIE? Nie mam pojęcia, ale dziękowałam i dalej dziękuję Bogu, że spotkałam Kaulitza.
Chłopak przytulał mnie, aż wreszcie się rozgrzałam, a wtedy pocałował mnie delikatnie... w tak magicznej scenerii, nikogo dookoła, ten pocałunek był jednym z najlepszych, jakie sobie przypominam.
Potem objął mnie ramieniem i poszliśmy dalej ścieżką prowadzącą w głąb lasu. Nagle skręciliśmy w ledwie widoczną ścieżynkę, bardzo wąską. Gałęzie raniłyby mnie w twarz, gdyby nie Tom, który przytrzymywał je, gdy przechodziłam. Jest taki kochany...
Nagle mój towarzysz chwycił mnie za rękę i kazał mi zamknąć oczy. Poprowadził mnie powoli do przodu i po chwili, która wydawała mi się trwać wieczność, pozwolił mi uchylić powieki.


Kochane, tyle na dzisiaj, w końcu się przełamałam, płakałam jak głupia pisząc ten odcinek, musiałam się przemóc, bo cholernie mnie to wszystko boli, temat miłości, wszystko co z nią związane. Wątpię, czy mam na nią szanse wgl w swoim życiu, ale jest lepiej niż było 3 tygodnie temu -> jest okej!

Biol-chem = zapierdziel, nie polecam osobom, które nie lubią męczyć sie ze wszystkiego! Jeszcze poszłam do jednego z najlepszych liceów w mieście, więc... no cudnie, ale biologia idzie mi super, jak nigdy <3

Pozdrawiam was i postaram się w ferie nadrobić zaległości na wszystkich blogach!

Całusy :*
Wasza na zawsze
Kochająca Toma ;*

sobota, 1 listopada 2014

Depresja? A co to takiego? - informacyjne!

Nie było mnie tu bardzo długo...
Ale wiecie co?
Widzę różnicę we mnie wtedy i we mnie teraz...
Jestem...
Zmęczona. O tak. Zmęczona. To dobre słowo. Idealne wręcz.
Zmęczona... wszystkim.
Dużo się w moim życiu działo od września. Bardzo dużo... Niekoniecznie dobrego. Było pięknie, ale okazało się że to iluzja.
Wiem, że was to tak średnio obchodzi, ale usprawiedliwiam swoją nieobecność tutaj.
I z góry mówię, że jeszcze trochę ona potrwa. 
Nie jestem aktualnie w stanie ciągnąć tej historii dalej. Nie potrafię wczuć się w tę atmosferę. Nie potrafię pisać o tej świątecznej radości. Nie potrafię pisać o... 
O miłości. Rozumiecie?
Temat miłości tak mnie boli, że nie da rady, żebym miała o niej pisać. Żebym miała wymyślać historię tak szczęśliwej miłości, jak ta. Nie teraz.

Dajcie mi jeszcze trochę czasu.
Obiecuję że wrócę!
Jak tylko będę miała czas - WRÓCĘ!