czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział II - Zderzenie czołowe, choć może nie do końca "czołowe"

Wysoki mężczyzna, wyższy ode mnie o jakieś 20 cm, co przy wzroście 170 cm stanowi naprawdę dużą różnicę. Gdy podnosiłam wzrok, widziałam lekko opaloną skórę, ostre rysy twarzy, czarne cornrows, czyli afrykańskie warkoczyki, zaplecione na głowie oraz brązowe oczy. Ale ten brąz! Kto go widział, nie zapomni go nigdy, kolor rozpuszczonej mlecznej czekolady. Kiedy w nie patrzyłam, czułam na języku smak pysznego włoskiego napoju, którego głównym składnikiem była właśnie ta cudowna czekolada... Zupełnie bezwiednie rozchyliłam usta, tak hipnotyzował mnie jego wzrok. To nie były zwykłe oczy, zwykły wzrok. Czułam, że te oczy jeszcze nie raz i nie dwa zobaczę.
Ogarnęłam wzrokiem całą postać i poczułam jak uginają się pode mną kolana. Przede mną stał nie kto inny jak gitarzysta mojego ulubionego, ukochanego i uwielbianego zespołu - Tom Kaulitz! Ktoś mógłby pomyśleć "pewnie będzie chciała od razu jego uwagi, wymyśli sobie wielką love story z nim w roli głównej, ale nic z tego nie wyjdzie". Nie, nie, nie, nic z tych rzeczy. Takie rzeczy się nie zdarzają. To domena opowiadań.
Ale mimo wszystko patrzyłam na niego z wypiekami na twarzy, która dziewczyna by tak nie zareagowała na widok swojego ulubionego muzyka?
-Przepraszam cię, ale... - zaczął mówić
-Tak? - zachęciłam go z uśmiechem do dokończenia zdania
-Nadepnęłaś na moje 2 euro - uśmiechnął się z zakłopotaniem
-Och - nieco zrzedła mi mina - Oczywiście, przepraszam - rzuciłam szybko i odsunęłam nogę. Naszym oczom ukazała się zagubiona moneta. Schyliłam się, aby ją podnieść. W tym samym czasie Tom zrobił dokładnie to samo. Nasze ręce spotkały się nad tą nieszczęsną monetą i to samo uczyniły... nasze głowy. Uderzyłam Toma z całej siły w nos, gdy chciałam się podnieść. Ja złapałam się za tył głowy, a on z jękiem chwycił się za nos.
-O matko, przepraszam cię najmocniej - powiedziałam szybko i podeszłam do niego, a moja głowa pulsowała z każdym ruchem. Tom wciąż trzymał się za nos, a w kącikach jego oczu widziałam łzy. O matko.
Cóż. Za. Zręczność.
Tylko mi mogło się coś takiego przytrafić. Teraz już na żadną formę znajomości nie było szans. No bo kto przy zdrowych zmysłach chciałby spotkać się z dziewczyną, która przy pierwszym spotkaniu o mało co nie pozbawiła go nosa?!
Ja to mam jednak pecha.
-Ale spokojnie, nic się nie stało - odparł mi mężczyzna zduszonym głosem nadal ściskając się za nos
-Może daj mi zobaczyć, jak bardzo cię uszkodziłam - powiedziałam z poczuciem winy. Tom chyba je wychwycił, bo odparł:
-Nie przejmuj się, nieraz dostawałem w nos, przeżyję - i uśmiechnął się do mnie łobuzersko. Rozpłynęłam się pod wpływem tego uśmiechu. Matulu, ratuj mnie przed jego przystojnością!
-Nie marudź, tylko pokazuj - nakazałam mu surowym głosem. Dziwiła mnie łatwość, z jaką przychodziła nam rozmowa. Praktycznie się nie znaliśmy, a jednak czułam, że coś nas łączy.
-Okej, okej, nie gorączkuj się tak - zaśmiał się pod nosem chłopak, po czym powoli odsłonił swój obity nos.
Nie wyglądał tak źle, był jedynie lekko czerwony i może odrobinkę spuchnięty, ale tylko odrobinkę, nic ponad to.
-Bardzo cię boli? - spytałam z troską
-Nie przejmuj się tym aż tak... - spojrzał na mnie pytająco, domyśliłam się, że chciał poznać moje imię
-Aleksandra. Ale znajomi mówią na mnie raczej Ola, wolę zdrobnienie - odpowiedziałam mu, wyciągając jednocześnie rękę w jego stronę.
-Jestem Tom - rzekł prosto Kaulitz. Chwycił moją dłoń, podniósł ją do ust i pocałował starodawnym dżentelmeńskim zwyczajem. Kiedy ją puścił, spojrzał na mnie i mrugnął porozumiewawczo, a ja cała się zarumieniłam. Nie jestem przyzwyczajona do tego typu zachowań ze strony facetów, nawet w żartach. Czasem nawet wątpię, czy niektórzy z nich kiedykolwiek słyszeli o czymś takim jak kultura osobista. Nie obracam się w kręgach dresiarzy czy chamów, ale mężczyźni w dzisiejszych czasach są tacy... niewychowani. Jedynie nieliczni znają takie podstawowe zasady jak to, że kobiety przepuszcza się w drzwiach pierwsze, przytrzymując im drzwi, czy też, że wypadałoby pomóc, kiedy idąca obok dziewczyna męczy się niosąc coś dużego bądź też ciężkiego i widać, że nie daje już rady. Wolfgang na przykład ma jakąś wiedzę z tego zakresu, dlatego miło jest spędzać z nim czas. Ale taki Klaus... nic tylko wygonić do szkoły savoir-vivre'u na 10 lat.
-W ramach przeprosin za to małe zderzenie - wyrwał mnie z zamyślenia Kaulitz - proponuję, żebyśmy się jutro spotkali pod galerią - uśmiechnął się nieco nieśmiało, a moje serce wyrywało się z radości z piersi!
-A co będziemy robić? - spytałam jednak najpierw
-Pójdziemy na żywioł - wyszczerzył zęby w uśmiechu Tom - To jak, stoi? Jestem ci coś winien za ten ból głowy.
Roześmiałam się.
-A ja tobie za obity nos. Zgadzam się, zgadzam - uśmiechnęłam się do niego
-Może dasz mi swój numer telefonu? Będziemy mogli się dogadać co do miejsca i godziny - zaproponował śmiało Tom
-Jasne - odrzekłam i wyjęłam z kieszeni moją starą, wysłużoną Nokię. Tom wpisał mi swój numer, po czym dał swój telefon, gdzie szybko wstukałam swój numer, zapisując go jako "Ola, która zepsuła ci nos". Chowałam moje urządzenie do kieszeni, gdy poczułam jak ktoś stuka mnie w ramię. Obróciłam się szybko i zobaczyłam wkurzoną minę Heleny. No tak, kompletnie zapomniałam o kinie, właściwie to o całym świecie.
-Mogłabyś się troszkę pospieszyć? Spóźnimy się przez ciebie. -powiedziała usiłując jednocześnie powstrzymać śmiech i irytację.
-Przepraszam, już idę - powiedziałam skruszonym głosem i odwróciłam się do Toma. Patrzył na mnie z lekkim uśmiechem na ustach. Już się ze mnie śmiał, pff!
-Czyli rozumiem, że lecisz? - spytał
-No tak...- powiedziałam lekko zmieszana, bo naprawdę chciałam z nim jeszcze porozmawiać... Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale nagle byłam gotowa wypisać się z tego kina, byleby tylko spędzić trochę czasu z tym intrygującym mężczyzną.
-Nie ma sprawy - uśmiechnął się pocieszająco - jeszcze się zobaczymy. Zadzwonię do ciebie wieczorem - powiedział na koniec, po czym jeszcze raz złapał moją dłoń i z błyskiem w oku pocałował ją.
-Do usłyszenia w takim razie - uśmiechnęłam się do niego szeroko, na co on odpowiedział mi tym samym i ruszyliśmy w przeciwnych kierunkach.
Helena i Wolfi stali już w kolejce przy sali. Dopadłam do nich zdyszana.
-Kochani! Nie uwierzycie!
-Spotkałaś Kaulitza? - spytał chłopak
-Dał ci swój numer? - spytała Hel bez większego entuzjazmu w głosie
-No skąd wiedziałaś? - zdziwiłam się
-Przecież to widziałam, tępaku - uśmiechnęła się do mnie lekko
-No fakt. Zapomniałam - powiedziałam zawstydzona, na co moi towarzysze tylko się zaśmiali - Jesteście wkurzeni?
-Nie- odpowiedział Wolfi
-Tak - rzekła w tej samej chwili Hel, a Wolfi popatrzył na nią zdziwiony
-O co jesteś na nią zła?
-O to, że stanął przed nią przystojny, bogaty i zwodniczo miły chłopczyk, a ona już wielce zaaferowana. Ola, nie możesz dać mu się omamić! - była naprawdę zirytowana. Miałam dziwne wrażenie, że mówi to wszystko, ponieważ sama przeżyła taką sytuację, ale co ja tam mogę wiedzieć. Nie chciałam jej bardziej rozwścieczyć.
-Hel, ale przecież ja nie jestem wielce zaaferowana. Po prostu spodobał mi się na pierwszy rzut oka, zwłaszcza że słucham, jak gra na gitarze, już od dobrych 6 lat. Nie łudzę się, że coś między mną a nim będzie, a poza tym umówiliśmy się tylko i wyłącznie w ramach przeprosin. 
-Ty nie widziałaś, jak on na ciebie patrzył! Jakby był myśliwym, a ty niewinną, hasającą po łące, nieświadomą sarenką. On będzie chciał cię upolować, zdobyć, tylko po to, żeby po tygodniu zostawić ze złamanym sercem! Wszystkie gwiazdeczki takie są. - dokończyła ze smutkiem.
Wszyscy, którzy znają Helenę wiedzą, że kiedy zaczyna porównywać ludzi do zwierząt, jest już źle. Coś było na rzeczy, czułam to.

-Hel... czy... - zaczęłam, jednak dziewczyna przerwała mi w pół słowa
-Już wchodzimy, zostawmy tę sprawę na potem, naprawdę. Przyszliśmy na ten film, no to chociaż go obejrzyjmy w spokoju. 
-Okej, ale nie wkurzaj się już na mnie, bo nie znoszę takiej atmosfery - powiedziałam obejmując ją ramieniem. Uśmiechnęłam się, gdy go nie odtrąciła.
O co jej w ogóle chodziło? Czy ktoś kiedyś postąpił z nią w sposób, przed którym tak stanowczo mnie ostrzegała? Co miałam zrobić, żeby uwierzyła, że między mną a Kaulitzem nic nie będzie? Tak wiele pytań, a odpowiedzi znikąd. 
Kaulitz... ach ten Kaulitz. Jak to w ogóle możliwe, że go spotkałam? I jeszcze to spotkanie, wymiana numerów... Sławni ludzie się tak zazwyczaj nie zachowują.
Zwykle robią sobie kilka zdjęć z fanami, dają im autograf, po czym średnio grzecznie dają do zrozumienia, żeby spadali. A tu proszę. Nie wiem, co mam o tym myśleć...
Usiedliśmy na wyznaczonych miejscach i przygotowaliśmy się do oglądania filmu. Gdy zgasły światła, Helena nachyliła się do mnie.
-Ola...
-Tak?
-Nie ufaj mu. Czego by nie zrobił, powiedział, nie ufaj mu. - wyszeptała z rozpaczą dziewczyna.
Przeszły mnie dreszcze. Ta dziewczyna żywiła do kogoś sławnego nienawiść za to, jak ją skrzywdził. Dziewczyna skrywała przed nami wszystkimi jakiś mroczny sekret.
A ja oczywiście uparłam się, że wyciągnę z niej, co się stało. A jak wiadomo, ciekawość to pierwszy stopień do piekła.


___________________________________________

Kochani, nie wiem jak mi to idzie. Wydaje mi się, że jest o wiele wiele lepiej niż w poprzednim "życiu", jednak wciąż nie jest to to, o co mi chodziło, kiedy postanowiłam zacząć na nowo. Jak widać fabuła kompletnie się zmieniła ( z czego zapewne wiele osób niesamowicie się cieszy, bo nabrało to wszystko jakiegoś sensu i realności, chociaż scena z Tomem wydaje mi się nadal nieco wyidealizowana, ale to moje opowiadanie, tak mi się podoba, więc nikt mi nie zabroni tak pisać :P ).
Za oknem sypie śnieg. Nie wierzę w to XD centralnie biały puch się sypie z nieba! Już trzeci raz dzisiaj. Za oknem zamieć, a ja siedzę przed laptopem z kubkiem herbaty w jednej ręce i otwartym blogspotem (nie, nie w drugiej xD).
Bardzo bym was prosiła o komentowanie ;C Bo liczba wyświetleń ostatniego rozdziału to prawie 50, a ledwie 3 komentarze... wypowiadajcie się na temat wszystkiego co wam tu nie pasuje, co mogłoby być lepsze, a co jest idealne, świetne i wgl cud miód ( #skromność).

Btw, czy takie z dupy wzięte tytuły jak tutaj mogą być? Bo taka koncepcja mi się spodobała :)
And drugie btw:
Bukowinko, tak, wyjaśni się dlaczego Agata umarła, choć będziesz musiała na to nieco poczekać ;) Ale zapamiętaj ten wątek, bo będzie istotny ( i przewidywalnyyy). Nie masz pojęcia jak się cieszę, że ci się podoba ^^ 
Wercia,  jak widzisz miałaś rację XDD Tomuś się wpierniczył z butami w jej życie :D
Madison, komentarz otrzymałaś w szkole, więc you know, Bauhaus nicht zwiedziren i w ogóle xD and please, dude, when you write a comment, use "nazwa/adres URL" option ;) Nie musi być tego adresu, a ja jestem ciekawa jaką nazwę przybierzesz XD

No i zrobiła się z tego niezła litania.
Już kończę, spokojnie XD
Wesołych, spokojnych i rodzinnych Świąt Wielkanocnych Wam życzę <3 (a ten post to prezent od zajączka xD)

Kochająca Toma ;3

sobota, 28 marca 2015

Rozdział I -"Zobacz jak szybko wszystko się zmienia - coś jest, a później tego nie ma"


Minęły trzy lata odkąd byłam z Agatą na koncercie. Trzy długie lata. Dziś jestem już dwudziestolatką, nie ma co się oszukiwać, czasy dzieciństwa już dla mnie minęły. W zeszłym roku zaczęłam studia na ASP w Warszawie, ale odpuściłam po semestrze. Może jestem zbyt ambitna, ale chciałabym osiągnąć coś więcej,  a czuję, że na tamtej uczelni nie rozwinęłabym skrzydeł. Była... zbyt ciasna jak dla mnie. Jak śmiesznie musi to brzmieć - uczelnia w stolicy, a dla mnie za mała. Zdecydowanie jestem zbyt ambitna.
Od października zacznę studia w Berlinie. Długo szukałam, ale udało mi się znaleźć szkołę idealną dla mnie.
Künsthochschule Berlin-Weißensee.
Szkoła znajduje się przy Bühringstraße w dzielnicy Pankow, jest dość oddalona od centrum, co bardzo mi odpowiada. Mieszkania poza centrum są w miarę tanie, chociaż tego określenia raczej nie powinnam używać. Wszystko ma swoją cenę, także i tu. Najistotniejszą sprawą, która przyciąga mnie do tej szkoły jest fakt, iż system jej funkcjonowania opiera się na zasadach słynnej przedwojennej szkoły Bauhaus (szkoły sztuki użytkowej, którą jestem zafascynowana). Większość osób słyszała o niej zapewne na lekcjach historii w 1 klasie liceum, tak jak i ja. 
Do Berlina przyjechałam już w lipcu. Znalazłam małą kawalerkę z dość niskimi opłatami za wynajem, niedaleko szkoły. Załatwiłam wszystkie papiery niezbędne do przeniesienia się do mojej nowej Künsthochschule, odebrałam indeks, a w sierpniu wprowadziłam się do nowego mieszkania.
Nawiązując jeszcze do Agaty, nie mogę nie wspomnieć o pewnym fakcie. 
Po powrocie z koncertu pokłóciłyśmy się. Nie pamiętam nawet o co nam poszło, wiem, że była na mnie wkurzona, a ja nie widziałam w tym żadnego sensu. Nazwała mnie "szmatą", "głupią piszczącą debilką" oraz "idiotką", a ja nie byłam jej dłużna, choć użyłam trochę mniej cenzuralnego słownictwa. Agata wypadła z mojego domu w gniewie i to był ostatni dzień kiedy ją widziałam. Następnego ranka zadzwoniła do mnie jej mama z pytaniem czy Agata jest u mnie. Odpowiedziałam, że nie, że pokłóciłyśmy się i wybiegła jakoś po 15, nie wiem gdzie, dlaczego ani po co. Byłam kompletnie przerażona. Jak można się domyślić, winą za jej zniknięcie obarczałam siebie, no bo kogo innego? Przecież gdybym jakoś załagodziła wtedy sprawę, wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej. Policja przesłuchiwała mnie 3 razy w nadziei, że przypomnę sobie jakieś nowe szczegóły. Niestety nic z tego nie wyszło. 
Każdego kolejnego dnia budziłam się z nadzieją, że Agata zaraz do mnie zadzwoni i powie, że jestem głupia i nie było czym się martwić. Każdy dzień wyglądał tak samo - gapienie się w okno lub telewizor nieobecnym wzrokiem. Po tygodniu znów zadzwoniła do mnie mama Agaty. Moją przyjaciółkę znaleziono w lesie niedaleko jej domu. Martwą. Przyczyna śmierci? Poderżnięte gardło.
Agata została brutalnie zgwałcona, po czym zabita. Sprawcy nigdy nie odnaleziono.
Chyba nie muszę tłumaczyć, jak bardzo obwiniłam się o jej śmierć? Nadal się obwiniam. Gdy o tym myślę, przypomina mi się jakże stara piosenka Sydneya Polaka "Otwieram wino". Wiem, dziwnie to brzmi. Ale szczególnie słowa "zobacz jak szybko wszystko się zmienia - coś jest, a później tego nie ma" działają na mnie... no ściskają mnie za serce mocnym chwytem bokserskim, co tu dużo mówić.
Tyle czasu już minęło...
Nie powinnam do tego wracać, muszę przywołać się do porządku.
Na czym to ja skończyłam? Ach, tak, w sierpniu wprowadziłam się do nowego mieszkania. Poznałam parę osób: Monikę- studentkę architektury, Carol-ekonomistkę świeżo po studiach, Helenę- studentkę projektowania mody, Wolfganga- młodego pianistę, który mimo że był ledwie rok starszy ode mnie już od dawna dawał koncerty w wielkich niemieckich filharmoniach, teatrach i czasem również operach oraz Klausa. 
Tak, ten to dopiero jest dziwny. Jest już po studiach, niedawno zaczął pracować jako psycholog w jednej z większych berlińskich przychodni. Jest typowym macho - mięśnie większe niż mózg, zero zainteresowań sztuką czy literaturą, najważniejszy jest sport. Nie wiem jakim cudem ktoś taki może pracować z ludźmi i to jeszcze jako psycholog. Klaus jest dość przystojny. Jest wysoki, ma krótko przystrzyżone blond włosy, które zawsze są w "artystycznym" w jego mniemaniu nieładzie oraz niebieskie oczy. Mają piękny kolor, lodowato niebieski, ale patrzą na innych z wyższością. Ma wyraziste kości policzkowe  Rozumiem dlaczego wiele dziewczyn nieznających go widzi w nim ideał. Niestety ja nie jestem jedną z nich (a może właśnie "stety"?). Biedny facet próbował mnie poderwać, ale nie jest w moim typie. Nawet niezbyt go lubię. Jest chamski i zbyt pewny siebie, uważa, że wszystko mu się należy. Staram się go unikać, ale często przyczepia się do mnie i dziewczyn, kiedy gdzieś idziemy. Spławiam go, ale nie potrafię cały czas zachowywać się chamsko, jestem na to zbyt delikatna. Nienawidzę tego w sobie...

Dzisiaj znów to samo: szłam z Wolfim i Heleną do kina, a tu nagle tuż przed budynkiem kina spotkaliśmy Klausa. Wkurzyłam się, facet mnie męczy już tyle czasu, dzwoni, pisze, spamuje mi na każdym możliwym serwisie społecznościowym... mam go dość!  I jeszcze ta jego poza- stał oparty o ścianę, jakby wiedział, że będziemy tamtędy szli, ubrany w zwykłą szarą bluzę i dżinsy. Co chwila poprawiał swoje blond włosy, co bardzo mnie irytowało. 
-Cześć, gdzie idziecie? - spytał gdy podeszliśmy na tyle blisko, by go usłyszeć
-Do kina - odpowiedziała mu kulturalnie Helena, jednak dało się wyczuć w jej głosie irytację. Ta inteligentna szatynka nigdy nie mydliła nikomu oczu i jeśli coś jej się nie podobało - mówiła o tym bez owijania w bawełnę.
-Może pójdę z wami?
-Nie - odezwaliśmy się jednocześnie z Wolfim. Klaus spojrzał na nas zdziwiony
-A to dlaczego?
-Bo nie ma już wolnych miejsc na sali, wszystko zarezerwowane - wymyśliłam kłamstwo na poczekaniu.
-A poza tym nie mamy ochoty iść nigdzie z tobą, Klaus, idź do domu, spędź wieczór tak jak lubisz, przed telewizorem, oglądając mecz -powiedziała zjadliwym tonem Helena, a ja obdarzyłam ją pełnym uznania spojrzeniem. Chciałabym być tak bezpośrednia jak ona...
Klaus nie odezwał się już ani jednym słowem. Popatrzył na nas z niechęcią, po czym ruszył powolnym krokiem w stronę domu. Myślał, że powolny spacer sprawia, że wygląda seksownie? Nic bardziej mylnego! A jeszcze sposób w jaki kręcił tyłkiem idąc - jakby był jakimś modelem! Gdy weszliśmy do budynku, nie wytrzymałam. Wybuchłam śmiechem i długo, długo nie mogłam się uspokoić. W końcu Wolfi poszedł odebrać nasze bilety, a ja powoli się uspokajałam. Nagle ktoś za mną stanął. Obróciłam się (ocierając jeszcze łzę z policzka) i ujrzałam kogoś, kogo nigdy bym się w takim miejscu nie spodziewała.

___________________________________________
No i co powiecie? Już się postarałam z tymi opisami, naprawdę, lepiej na tę chwilę nie umiem :C ale powiem wam szczerze, że usiadłam i napisałam ten rozdział (najdłuższy chyba jaki kiedykolwiek zdarzyło mi się napisać) w 3 godzinki (z przerwą na obiad i odkurzenie w trzech pomieszczeniach). Jestem z siebie zadowolona :D i z jakości tego odcinka jako tako też.

Bukowinko, nawiążę do twojej daaawnej wypowiedzi przy którymś poście, a propos biochemu. Ludzie na tym profilu naprawdę nie mają życia. Albo wybierają między życiem a snem XD nie no, nie jest aż tak źle, zwłaszcza jak kogoś to kręci, a nagle w tym roku okazało się, że bardziej kręci mnie chemia niż biologia (no jak się ma ochronę przyrody i budowę komórki...). I weźcie sobie to połączcie : siedzi i pisze opowiadanie, ale jednak biochem i uwielbia chemię. No bez sensu.
Ale co tam, kto mi zabroni robić to co kocham <3 a pisać uwielbiam, tylko czasu ni ma :c 
Nie wiem jak to będzie, kiedy uda mi się napisać coś jeszcze, ale postaram się, bo naprawdę mam masę pomysłów na zmiany w tym opowiadaniu! Tak że do rychłego (mam nadzieję) zobaczenia! 
Wasza na zawsze
Kochająca Toma ;3 
PS Niemiecki to zuo!

wtorek, 24 marca 2015

Prolog

Rok 2006

Nie wszystko widać na pierwszy rzut oka. Czasem pozornie nic nieznaczące chwile w naszym życiu zmieniają je na zawsze.
Mała, 14-letnia ledwie dziewczynka nie wiedziała jeszcze, jak jej życie zmieni się po wizycie u koleżanki, jakie będą następstwa tego zdarzenia.
Wchodząc po schodach, Ola myślała tylko o tym jak miło będzie spędzić trochę czasu z koleżankami. Spotykały się z Agatą co tydzień, bawiły się, śmiały i rozmawiały o wszystkim, o swoich problemach, zakochaniach i poglądach (jeśli w tym wieku ma się już sprecyzowane jakiekolwiek poglądy).
Dzisiaj, jak zwykle, usiadły na dywanie i rozmowa sama się zaczęła. Ola zaczęła błądzić wzrokiem po szafkach Agaty i dostrzegła zafoliowaną płytę. Chwyciła ją w ręce, ale dziewczyna natychmiast jej ją wyrwała. Ola popatrzyła na nią ze zdziwieniem.
-Co jest? Czemu nie mogę jej zobaczyć?
-Bo... - urwała Agata - Bo będziesz się śmiać... - dokończyła z lekkim zażenowaniem
-Dlaczego miałabym się śmiać? - zdziwiła się Ola - Pokazuj!
Aga nieśmiało wyciągnęła przed siebie płytę. Dziewczynka chwyciła ją i przeczytała "Tokio Hotel - Schrei".
-Czemu miałam się śmiać?
-Bo to Tokio Hotel...  - rumieńce zakwitły na policzkach dziewczyny
-Ale jakie to ma znaczenie? Wiem, wszyscy się z nich nabijają, że pedały i tak dalej, ale nie będę ich oceniać, jeśli nie słyszałam żadnej piosenki!
-Puścić ci jakąś? - twarz Agaty momentalnie rozjaśniła się
-Śmiało! - zachęciła ją Ola
Agata rozpakowała szybko płytę i włożyła ją do odtwarzacza. Po chwili rozległy się dźwięki piosenki o tytule "Durch den Monsun".
- O czym on śpiewa? - spytała dziewczynka
- O miłości, o tym że dla miłości przejdzie cały świat, pójdzie przez wiatr, na koniec świata i czasu...
- Ojej... - rozmarzyła się Ola - wszystkie piosenki są o miłości?
- Wydaje mi się że tak- powiedziała Agata zadowolona z zachwytu koleżanki.
Przesłuchały całą płytę dwa razy.
- Muszę poprosić mamę żeby kupiła mi tę płytę! Ile kosztowała?
- Była trochę droga - odpowiedziała ze skrzywioną miną Aga - Około 70-80 zł
Oli zrzedła trochę mina. W domu się nie przelewało, nie była pewna czy mama zgodzi się na taki wydatek na zwykłą płytę.
-No dobra, zobaczymy...
W tej samej chwili zadzwonił jej telefon. Odebrała.
-Halo?... Tak, mamo... już schodzę, za 5 minut będę, papa  - wsadziła telefon do kieszeni - Aga, ja już będę szła, mama na mnie czeka.
-Okej, odprowadzę cię do bramy.
Ola szybko wciągnęła buty, założyła kurtkę, pożegnała się z rodzicami Agaty i ruszyła w dół po schodach, a za nią koleżanka. Przy bramie pożegnały się, a Ola wraz z mamą ruszyły wolnym krokiem do domu.

 3 lata później


Pisk. Wrzask. Ogłuszający wręcz krzyk. Ale było w nim coś porywającego, unoszącego ducha ponad tymi wszystkimi ludźmi i wprowadzającego wręcz w stan ekstazy.
Światło. Jeszcze głośniejszy pisk. Pierwsze dźwięki gitary, akordy wprowadzające, A-dur, E-moll, znała je na pamięć. Sama umiała grać ten utwór na gitarze. "Komm".
Ola siedziała na trybunach blisko sceny, a tuż obok niej trzęsła się z przejęcia Aga. Obie dziewczyny miały na sobie czarne koszulki z logo zespołu oraz takie same opaski na rękę z napisem "Humanoid City Tour". Nie mogły wytrzymać napięcia i wkrótce same zaczęły piszczeć z radości, że są na koncercie, na który czekały od tak dawna, z taką niecierpliwością.

Bite trzy godziny trzymały się z całej siły za ręce, szczypiąc się co parę chwil, nie wierząc w swoje szczęście. Kiedy koncert się skończył, dziewczyny stwierdziły, że mało co z niego pamiętają, ledwie jakieś przebłyski, migawki jak w starej kamerze. Pamiętały pojedyncze obrazy, jednak muzyka z koncertu i słowa Billa brzmiały w ich uszach bezustannie.
Dziewczyny stały jeszcze przez chwilę na płycie w pustej hali, napawając się swoim szczęściem, gdy na scenę wyskoczył Tom Kaulitz wraz z Georgiem Listingiem śmiejący się. Gdy spostrzegli, że nie są sami, natychmiast zamilkli, po czym przywitali się krótko z dziewczynami:
-Hallo!
-Hallo - odpowiedziały zduszonymi głosami dziewczyny
-Nie chciałybyście zrobić sobie z nami zdjęć? - spytał Kaulitz
-Naturalnie że byśmy chciały! - krzyknęły obie i podleciały do sceny jakby niósł je wiatr.
Chłopcy szybko zrobili sobie zdjęcia z dziewczynami, przytulili je, po czym odeszli.
Ola dostrzegła jednak jedną rzecz, która sprawiła, że jeszcze wiele nocy nie mogła spać spokojnie.
Wychodząc, Tom Kaulitz puścił jej oczko.

***

No moje, panie, chyba słabo mi to wyszło :C
Ocena należy do was, proszę mnie nie oszczędzać. Wiem, że nadal nie umiem pisać rozbudowanych opisów, ale muszę wrócić do pisania częściej, bo nic mi nie idzie :C

Pozdrawiam was wszystkie i całuję!
Wasza Kochająca Toma :3

wtorek, 27 stycznia 2015

Nowa koncepcja, sporo zmian, przeprosiny, co tu więcej dodać...

Ziomki wy moje...
Przepraszam za tak długą nieobecność, ale no nie daję rady wszystkiego pogodzić. Szkoła, nauka, dodatkowe zajęcia, zamieszanie w życiu osobistym i jeszcze opowiadanie...
Nie tknęłam tego opowiadania od czasu wstawienia ostatniego odcinka, a to znaczy, że.... no sporo czasu minęło. Od listopada nawet całkiem sporo.
Nie umiem kontynuować tego opowiadania z przyczyn czysto technicznych: nie pamiętam co było na samym początku ^^ a kiedy to czytam, to moje oczy aż bolą od czytania tak źle napisanych odcinków.
Tak że moje drogie, zmieniam to!
Nie zawieszam bloga, lecz wszystkie odcinki dotychczasowo napisane usunę, aby rozpocząć remanent. Przeróbka mnie czeka :D
Wiem, zajmie to bardzo dużo czasu i wątpię żeby chciało wam się czytać, ale wolę żeby były tu zamieszczone tylko odcinki o najwyższym stopniu literackiej sprawności na jaki mnie aktualnie stać i jaki osiągnęłam. A uważam, że pisanie idzie mi wcale nieźle, kiedy jestem w odpowiednim humorze i mam czas.

Mam nadzieję, ze przynajmniej część z was wciąż na mnie czeka :C

Od jutra zaczynam przeróbkę! A posty z poprzedniej wersji będą usuwane na bieżąco, tzn. kiedy poprawię odcinek pierwszy, poprzednia wersja zostanie usunięta.
I przerzucam się na same cyferki. Nie będzie "odcinków", "rozdziałów", tylko "I", "II" itd.
No i będę musiała się pobawić trochę szablonem. Ale to zaraz ;)

Dajcie znać, że jeszcze ze mną jesteście!


Przepraszam za zaległości na waszych blogach...

Szczególnie przepraszam miloscjestsilna, która komentuje każdy post a z mojej strony zero odzewu...
Kochana, przepraszam :C a co do kontaktu, to boję się znajomości internetowych, nie bierz tego do serca, ale ja po prostu boję się takich znajomości... nieważne z kim...
Bukowinko, mój największy krytyku, tym razem cię powiadomię :D A no poszłam na biol-chem, nie żałuję, ale czasem (all the time) jest naprawdę ciężko...
Natalia, cieszę się że nadrobiłaś ^^ 
Jak same widzicie niestety nie będzie następnego odcinka przez długi czas... ale podejrzewam że wy podobnie jak ja zapomniałyście już co było na początku ;) 

Przepraszam jeszcze raz :*

Wasza na zawsze, bez względu na wszystko, bez względu na przerwy
Kochająca Toma ;*

wtorek, 18 listopada 2014

Odcinek 42 - "najpiękniejsze chwile naszego życia piszą się same, nie da się ich zaplanować"


Odcinek 42

-Tom! Bill! - wysoka i szczupła kobieta otworzyła nam drzwi i rzuciła się chłopakom na szyję. A więc tak wygląda Simone... Miała krótko ścięte blond włosy i młodą twarz ze zmarszczkami wokół oczu, świadczącymi o poczuciu humoru. Oczy... jej oczy były dokładnie tego samego koloru, co Toma. Identyczny kształt, kolor... Tylko rzęsy miała dłuższe.
Ubrana była... no właśnie, jej ubiór sprawił, że z miejsca się rozluźniłam. Miała na sobie podkoszulek i dresy, na nogach puchate kapcie, na widok których z miejsca się uśmiechnęłam. Odsunęła się od chłopaków i spojrzała w moim kierunku.
-Ty zapewne jesteś Ola – powiedziała, podeszła do mnie, przygarnęła do siebie i mocno uściskała. Ponad jej ramieniem spojrzałam na Toma, który szczerzył zęby w uśmiechu pełnym otuchy. Ulga, jaką sprawił mi gest Simone była tak wielka, że aż się wzruszyłam. Kobieta odsunęła mnie od siebie na długość ramienia i przyjrzała mi się.
-Wiem, że dużo przeszłaś. Ale we mnie i w Gordonie będziesz mieć wsparcie, jesteś teraz częścią rodziny. -powiedziała i otarła łzę z mojego policzka.
-Bardzo pani dziękuję za ciepłe przyjęcie... - powiedziałam łamiącym się głosem, a Tom podszedł, stanął obok mnie, chwycił w talii, przytulił mocno i pocałował w czubek głowy.
-Och, proszę, przestań z tym „pani”. Mów mi Simone – uśmiechnęła się do mnie kobieta, a ja już zupełnie się rozkleiłam. Nie wiem, co się stało, może uderzyło mnie to, jak bardzo podobni są do niej chłopcy? Albo po prostu troska obcej osoby mnie wzruszyła? Jej słowa „jesteś teraz częścią rodziny”?
-Simone, coś ty jej zrobiła? - usłyszałam pytanie zadane głębokim męskim głosem z nutą sarkazmu. Podniosłam głowę i zobaczyłam jeszcze wyższego niż Bill mężczyznę, z lekko przerzedzonymi włosami i małym brzuszkiem. Podszedł do mnie i wyciągnął rękę:
-Jestem Gordon, możesz mi mówić Gordon, słów przywitania nie będę powtarzał po Simone, bo jeszcze znowu się rozpłaczesz. Witamy w rodzinie – powiedział i wyciągnął mnie z ramion Toma, aby samemu mnie uściskać, a ja znów poczułam gulę w gardle i zapiekły mnie oczy.
-Miło cie poznać, Gordon... - zapiszczałam
-Chłopcy! Znowu urośliście, albo ja się kurczę! -stwierdził wypuszczając mnie z objęć. Uściskał bliźniaków, po czym podszedł do Simone, chwycił ją w talii i ruszył w stronę domu. Tom stanął za mną i szepnął mi na ucho:
-Wszystko już okej?
-Aha.. Nic mi nie jest, tylko to wszystko... - zamachałam rękami – Twoja rodzina...
-Wiem, ale sama słyszałaś, teraz to też i twoja rodzina – uściskał mnie mocno
-I to najbardziej mnie wzruszyło – szepnęłam mu na ucho i pocałowałam go delikatnie w policzek. Uścisnął mnie jeszcze raz i razem weszliśmy do środka.
Simone krzątała się po domu ze szmatką w ręce, a Gordon ukradkiem przemknął do garażu, aby „poszukać ozdób na choinkę”,ale Tom powiedział mi później, że mówi tak co roku, aby wymigać się od sprzątania. Tak naprawdę siada na krześle i brzdąka na gitarze, którą chłopcy kupili mu po wydaniu swojego pierwszego albumu. Nieśmiało podeszłam do Simone i spytałam cicho:
-Może pani pomogę?
-Mówiłam ci, żebyś nie mówiła do mnie per „pani” - kobieta posłała mi uśmiech – Skoro chcesz, to weź Toma i Billa, i idźcie odświeżyć pokoje na górze. Ale oni też mają sprzątać!
-Prędzej spodziewałabym się, ze Tom będzie chciał mnie wyręczyć... - mruknęłam, a Simone tylko pokiwała głową.
-Taki już jest, prawdziwy dżentelmen...
-Wezmę tych dwóch na górę, ale gdzie mogę znaleźć jakieś szmatki, płyny?
-Tom ci pokaże, gdzie jest pomieszczenie gospodarcze – powiedziała i jeszcze raz się uśmiechnęła- Cieszę się, że Tom cię ma. Widać, że jest naprawdę szczęśliwy... - stwierdziła, pogłaskała mnie po policzku, po czym wróciła do przerwanej czynności.
Mój chłopak podszedł do mnie i szturchnął mnie:
-To co robimy?
-Sprzątamy na górze. - uśmiechnęłam się – Gdzie macie pomieszczenie gospodarcze?
-Chcesz sprzątać? - zdziwił się – Ledwo stoisz na nogach ze zmęczenia...
-Nie przesadzajmy, posprzątamy razem z Billem, a potem pójdziemy na spacer, dobrze? - poprosiłam
-Ale jak wrócimy, to pójdziesz się przespać, nie mogę patrzeć na te cienie pod twoimi oczami... - powiedział zmartwiony
-No dobrze, obiecuję, ze pójdę się przespać...
-No to bierz młodego i idziemy.
-Dla mnie on wcale nie taki młody, tak jak i ty – rzekłam figlarnie
-Jestem w idealnym wieku dla ciebie – pocałował mnie w czubek nosa, a ja wtuliłam się w niego.
-Czarny! -krzyknął Tom, a Bill praktycznie zmaterializował się koło nas
-Nie drzyj się – upomniał go chłopak
-Idziemy sprzątać na górę – oznajmił mu brat i ruszył ze mną na górę
-Ja też? - zdziwił się muzyk
-No a jak inaczej – mrugnął Tom
-Niech ci będzie... - powiedział Bill, czym bardzo mnie zaskoczył
-Kiedy stałeś się taki uległy? - spytałam zdziwiona
-Od kiedy Tom... - w tym momencie mój ukochany zatkał mu usta ręką
-Tom, o co mu chodzi? - spytałam podejrzliwie
-O nic, o nic – powiedział podejrzanie szybko, ale nie chciałam już naciskać, nie miałam siły.
Weszliśmy na górę, Tom przyniósł szmatki, ręczniki papierowe i różne inne niezbędne przedmioty. Złapałam za błękitną szmatkę, a Tom wyrwał mi ją z ręki.
-Ej! - upomniałam go
-No co, niebieski to mój ulubiony kolor – odrzekł z niewinnym uśmiechem na twarzy
-Ale nie ma żadnej innej!
-No to będziesz mi psikała płynem, dobrze? - poprosił z tak zwaną „puppy face”
-Niech ci będzie, ty głupolu – mruknęłam, a on schylił się, aby pocałować mnie w czoło.
Ze sprzątaniem uwinęliśmy się raz-dwa, zeszliśmy na dół i zjedliśmy bez pośpiechu obiad – spaghetti bolognese, a'la Simone Kaulitz. Było naprawdę pyszne, już wiedziałam, po kim Tom ma talent do „kucharzenia”. Jedząc, patrzyłam na Toma, który promieniował radością. Teraz było tak naprawdę widać, jak wielkie znaczenie ma dla niego rodzina, ile jej zawdzięcza i że to właśnie dzięki Simone, Gordonowi i Billowi jest, jaki jest. Powinnam im za to właściwie dziękować na klęczkach.
Po posiłku Tom pogonił mnie, żebym się cieplej ubrała, a potem we dwoje poszliśmy na długi spacer.
Tom poprowadził mnie wzdłuż ulicy aż doszliśmy do lasu. Uderzyło mnie jego piękno, byłam wprost oczarowana. Śnieg skrzył się, skrzypiał cicho, kiedy deptaliśmy go swoimi stopami, a drzewa, pomimo braku liści, wyglądały niczym strażnicy tej charakterystycznej leśnej ciszy. Szłam niemalże z otwartą buzią, a Tom uśmiechał się szeroko, widząc mój zachwyt. W pewnej chwili złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
-Ola, kocham cię... - powiedział mi do ucha, a mnie przeszyły dreszcze- Kocham cię, jak nikogo nigdy dotąd...
Czułam, że słowa wypowiedziane tutaj, w jego rodzinnym mieście mają znaczącą wagę. To coś innego niż nasze ciche szepty wieczorami, to było coś... wyjątkowego. Ktoś kiedyś powiedział, że najpiękniejsze chwile naszego życia piszą się same, nie da się ich zaplanować. Cokolwiek byśmy nie wymyślili, życie wymyśli coś o wiele lepszego, bo niespodziewanego. I wiecie co? Ten ktoś miał rację.
Zrobiło mi się chłodno i zadrżałam w ramionach Toma. Poczuł to od razu i przygarnął mnie mocniej do siebie i mocno przytulił. Po chwili zdjął ze swojej szyi szalik i owinął go wokół mojej.
-Tom, zmarzniesz, zabieraj ten szalik! - powiedziałam nieco zdenerwowana i popatrzyłam na niego z wyrzutem.
-Tak szczerze, to wziąłem go tylko dlatego, że ty nie wzięłaś, a wiem, że bym cię nie przekonał – mrugnął do mnie łobuzersko, a mi odebrało dech. Jakim cudem taki wspaniały facet istniał naprawdę, a na dodatek kochał MNIE? Nie mam pojęcia, ale dziękowałam i dalej dziękuję Bogu, że spotkałam Kaulitza.
Chłopak przytulał mnie, aż wreszcie się rozgrzałam, a wtedy pocałował mnie delikatnie... w tak magicznej scenerii, nikogo dookoła, ten pocałunek był jednym z najlepszych, jakie sobie przypominam.
Potem objął mnie ramieniem i poszliśmy dalej ścieżką prowadzącą w głąb lasu. Nagle skręciliśmy w ledwie widoczną ścieżynkę, bardzo wąską. Gałęzie raniłyby mnie w twarz, gdyby nie Tom, który przytrzymywał je, gdy przechodziłam. Jest taki kochany...
Nagle mój towarzysz chwycił mnie za rękę i kazał mi zamknąć oczy. Poprowadził mnie powoli do przodu i po chwili, która wydawała mi się trwać wieczność, pozwolił mi uchylić powieki.


Kochane, tyle na dzisiaj, w końcu się przełamałam, płakałam jak głupia pisząc ten odcinek, musiałam się przemóc, bo cholernie mnie to wszystko boli, temat miłości, wszystko co z nią związane. Wątpię, czy mam na nią szanse wgl w swoim życiu, ale jest lepiej niż było 3 tygodnie temu -> jest okej!

Biol-chem = zapierdziel, nie polecam osobom, które nie lubią męczyć sie ze wszystkiego! Jeszcze poszłam do jednego z najlepszych liceów w mieście, więc... no cudnie, ale biologia idzie mi super, jak nigdy <3

Pozdrawiam was i postaram się w ferie nadrobić zaległości na wszystkich blogach!

Całusy :*
Wasza na zawsze
Kochająca Toma ;*

sobota, 1 listopada 2014

Depresja? A co to takiego? - informacyjne!

Nie było mnie tu bardzo długo...
Ale wiecie co?
Widzę różnicę we mnie wtedy i we mnie teraz...
Jestem...
Zmęczona. O tak. Zmęczona. To dobre słowo. Idealne wręcz.
Zmęczona... wszystkim.
Dużo się w moim życiu działo od września. Bardzo dużo... Niekoniecznie dobrego. Było pięknie, ale okazało się że to iluzja.
Wiem, że was to tak średnio obchodzi, ale usprawiedliwiam swoją nieobecność tutaj.
I z góry mówię, że jeszcze trochę ona potrwa. 
Nie jestem aktualnie w stanie ciągnąć tej historii dalej. Nie potrafię wczuć się w tę atmosferę. Nie potrafię pisać o tej świątecznej radości. Nie potrafię pisać o... 
O miłości. Rozumiecie?
Temat miłości tak mnie boli, że nie da rady, żebym miała o niej pisać. Żebym miała wymyślać historię tak szczęśliwej miłości, jak ta. Nie teraz.

Dajcie mi jeszcze trochę czasu.
Obiecuję że wrócę!
Jak tylko będę miała czas - WRÓCĘ!

niedziela, 14 września 2014

Cholera no...

Cholera.
Nie mam na nic czasu.
Odcinek nieskończony czeka od 2 tygodni. 
Nie wiem kiedy go ruszę.
Życie jest REALLY ciężkie.

Kochani, kochani, kochani...
Przepraszam was :C
Nie sądziłam, że liceum jest tak ciężkie. Wprawdzie podoba mi się, ludzie są super, tematy (no, z wyjątkiem paru przedmiotów) są ciekawe, ale przy tym też TRUDNE. Biologię już nam rozszerza nauczycielka o jakieś dodatkowe informacje, warsztaty chemiczne mam jako przedmiot uzupełniający, chodzę na dodatkową chemię, na której będziemy przerabiać materiał 3. klasy teraz, na koło języka łacińskiego też się zapisałam, bo zajmie mi okienko...
Planuję może ewentualnie ruszyć w stronę SKSów z koszykówki i siatkówki, ale to się zastanawiam.

Dziewczyny, no same widzicie... Ja jestem niezorganizowanym człowiekiem. Nie potrafię sobie na wszystko wygospodarować czasu. Może się tego nauczę, a przynajmniej się postaram. Tylko dajcie mi czas. Na razie to nawet na czytanie nie starcza mi czasu. Więc pewnie jak będzie wolne, to będę nadrabiać. O ile nie spotkam się z kimś wtedy.

Pierwszą wycieczkę klasową zaliczyliśmy w piątek i szczerze mówiąc, to najlepszy był powrót, jak razem z Pauliną (z którą się bliżej poznałam już, jest jedną z tych kilku osób z którymi już tak rozmawiam, jakbyśmy się znały wiele lat, chociaż ze wszystkimi normalnie już rozmawiam. Nie udaję kogoś innego i ludzie... no chyba mnie co najmniej tolerują :) ) integrowałyśmy się z chłopakami z tyłu ;)
"Chłopaki, mówcie coś, bo my już przysypiamy!"
"Marcin. No Marcin!"


Ehh, no już nic nie mówię. Bo pewnie was interesuje moje życie <sarkazm> ;)

Tak że ten...

Odcinek -> w miarę możliwości.
Obstawiam że w październiku... może. Naprawdę, nie jestem w stanie wam określić kiedy coś wyskrobię, coś na tyle znośnego, że będzie się opłacało publikować...

Ale trzymajcie tutaj fragmencik, a tak, żebyście nie pomarli z wyczekiwania:



"Tom stanął za mną i szepnął mi na ucho:
-Wszystko już okej?
-Aha.. Nic mi nie jest, tylko to wszystko... - zamachałam rękami – Twoja rodzina...
-Wiem, ale sama słyszałaś, teraz to też i twoja rodzina – uściskał mnie mocno
-I to najbardziej mnie wzruszyło – szepnęłam mu na ucho i pocałowałam go delikatnie w policzek. Uścisnął mnie jeszcze raz i razem weszliśmy do środka. "


No nic, moje panie, powodzenia!

Wasza na zawsze
Kochająca Toma ;*

PS Run, run, run!
 3.10.2014 r. !
Kings of Suburbia!
 Ahhhhhhh <3