wtorek, 26 sierpnia 2014

ONE SHOT - "O jedno słowo za dużo"

To jest ONE SHOT, nie odcinek opowiadania!
Mam nadzieję, że dostrzeżecie, co chciałam podkreślić i uwypuklić, niektórym może uświadomić. Proszę, wyraźcie swą opinię w komentarzach.
A kto nie czytał odcinka 41, to odsyłam w dół, proszę państwa!
Chciałam wstawić coś 1.09, w urodziny bliźniaków, ale nie wiem czy się wyrobię, a takiego czegoś jak to, to raczej nie wypada ;)

Soundtrack, lepszego nie znajdę aktualnie, może wam się uda wczuć :* 



Zapraszam was,  na one shota, pt:


"O jedno słowo za dużo"

-Jesteś kompletnym debilem, Kaulitz! - krzyknęła Ann i wybiegła z naszego mieszkania. Mojego i jej. Wspólnego.
-I kto to mówi? Panna, która dała się omamić Kaulitzowi! - krzyknąłem za nią.

Fakt, zakochała się we mnie. Ale nie tylko ona padła ofiarą amora. Kochałem ją, byliśmy razem już 9 miesięcy. Zamierzałem się jej oświadczyć...

Ann Muller.
Jak ją poznałem? Banał.
Letni dzień, plaża w Los Angeles.
Ja i mój brat na leżakach, nagle podchodzi do nas piękna blondynka i pyta, czy możemy popilnować jej rzeczy, bo chciałaby iść popływać. Jej niebieskie oczy przeszywają mnie na wskroś.
Oczywiście się zgadzam.
Nasza znajomość od początku była pełna miłości. Ja starałem się dla niej, zabierałem ją na romantyczne spacery, do kin, kawiarni, a ona dziękowała mi za wszystko już samym byciem obok. I to wystarczało.

Byłem szaleńczo zakochany.

Zamieszkaliśmy razem i wszystko było cudownie, dopóki nie rozbiłem tego cholernego wazonu, pamiątki Ann po pradziadku.
Wściekła się, powiedzieliśmy parę niemiłych słów. A teraz wybiegła z domu.

Stałem chwilę w przedpokoju, ale miłość zwyciężyła moją dumę. Wybiegłem za dziewczyną.
-Ann! Ann, kochanie, przepraszam cię! - krzyknąłem, wybiegając na ulicę, gdy ujrzałem postać zbroczoną krwią, która leżała bez ruchu przy krawężniku. Szybko podbiegłem, chcąc pomóc, gdy ujrzałem złote włosy i zgrabną figurę.
-Ann! - krzyknąłem i delikatnie przewróciłem moją dziewczynę na bok.
-Tom – szepnęła
-Ann, przepraszam, przepraszam za ten wazon, nie chciałem go rozbić, przepraszam – mówiłem jednocześnie wybierając numer pogotowia.
Szybko opisałem sytuację i patrzyłem w gasnące oczy mojej miłości.
-Ann, proszę, zostań ze mną! Nie zostawiaj mnie! - płakałem, a ona jedną ręką otarła mi łzy.
-Tomi. Dasz sobie radę. - szeptała cicho z bólem – Kocham cię... - ściszyła głos
-Ann, też cię kocham, słyszysz! Kocham cię jak wariat, do jasnej cholery, nie możesz mnie zostawić samego! - moje łzy kapały na jej twarz. Z trudem podniosła rękę i dotknęła mokrych strużek na moich policzkach. Pogłaskała mnie delikatnie.
-Tomi... - szepnęła ostatnimi siłami – Zawsze będę cię kochać...
-Ann, proszę! Nie zostawiaj mnie! Ann!!! - krzyczałem jak wariat, a łzy dalej spływały po mojej twarzy.
Słyszałem głośne bicie mojego serca, a w gdzieś poza nim odgłos jadącej na sygnale karetki.

Za późno.

Czułem, że cały świat znika. Mój zamykał się do mojej ukochanej Ann.
Czuliście to kiedyś? Nikomu tego nie życzę.
Stawiasz wokół swojego umysłu mur z bólu, przez który nikt się nie przebije. Odgradzasz się od wszystkich i każdego z osobna.

Patrzyłem na nieruchomą, poszarzałą twarz dziewczyny. Dziewczyny, z którą chciałem założyć rodzinę, ożenić się. Mieć dzieci.
Los odebrał mi to w jednej chwili.
Pocałowałem moją maleńką w usta, które już zaczynały chłodnieć i patrzyłem na nią. Nic więcej, tylko patrzyłem.
Chciałem ją zapamiętać, wyryć sobie jej twarz w umyśle, aby zawsze przy mnie była.

Sanitariusz powiedział tylko „Przykro mi”.
A jak do cholery ma ci nie być przykro?!
To przez nich!
Przeze mnie?

* * * * * * * * * * * * *

Prezenter jeszcze raz poprawił krawat, wyprostował się, odetchnął głęboko i po znaku danym mu przez kamerzystę, przybrał zaskoczoną a zarazem smutną minę.
-Panie i panowie, mamy szokujące wieści!
Samobójstwo popełnił Tom Kaulitz, gitarzysta sławnego niemieckiego zespołu Tokio Hotel!
Młody Niemiec niedawno cierpiał z powodu śmierci swojej ukochanej, Ann Muller, młodej ekonomistki z Los Angeles, która została potrącona przez motocyklistę niemal na progu ich wspólnego domu. Człowiek ten nadal nie został ujęty. Kaulitz wpadł w depresję, zaczął bywać w szemranym towarzystwie, aparaty naszych fotografów zarejestrowały nawet regularnie pojawiające się szramy na przedramionach mężczyzny. - operator pokazał zdjęcia Toma zasłaniającego się przed paparazzi i tym samym demonstrującego rany. Mężczyzna był wychudzony, zarośnięty, a jego oczy przypominały bezdenną studnię rozpaczy. - Został znaleziony w czwartek rano z podciętymi żyłami w łazience. Mówi się, że miał ze sobą zdjęcie swojej zmarłej dziewczyny. Brat gitarzysty, Bill Kaulitz, odmówił wygłoszenia oświadczenia do fanów. Aktualnie, razem z pogrążonymi w żałobie przyjaciółmi i rodziną przygotowują pogrzeb Toma. Nasi fotoreporteży postarają się przygotować dla państwa ekskluzywną relację z tego wydarzenia, a tymczasem łączymy się bólu i żałobie z rodziną i przyjaciółmi Toma Kaulitza. Najwyraźniej sława nie uchroni nikogo przed bólem straty.
A teraz czas na wiadomości sportowe (...)

sobota, 23 sierpnia 2014

Odcinek 41 - "ruszyłam za nim, pełna obaw, ale z uśmiechem wywołanym jego słowami na twarzy"

Dla was, kochani, za to ogromne wsparcie, które od was często otrzymuję w komentarzach :*



Odcinek 41


Po całej nocy śpiewania ledwo mówiłam i stałam na nogach, ale jakoś dowlokłam się do naszego pokoju. Spojrzałam na zegarek – 3:57. Prawie czwarta rano. Miałam jakieś trzy godziny na sen przed podróżą. Śpiewałam bez przerwy od godziny 19:30 do 3:30, czyli koło 7 godzin. Potem została mi jeszcze tylko okładka do skończenia i mogłam iść spać. Miałam ogromną nadzieję, ze Tom będzie się cieszył z mojego prezentu.
Bill komentował momentami moją technikę, mówił np. „Tutaj nie wyciągaj tak wysoko, nie dajesz rady, brzmi jakbyś piszczała” albo „Świetnie, naprawdę, ale zejdź jeszcze troszkę niżej”.
Chłopak przysnął około pierwszej, więc dalej kończyłam już sama. Kiedy przykryłam go kocem, mruknął „Ola, piękny masz głos...” i zachrapał.

Weszłam do pokoju, schowałam płytę do torebki i położyłam się koło Toma.
-Mmm, gdzie byłaś? - mruknął chłopak
-Obudziłam cię? Śpij dalej... - powiedziałam i pocałowałam go delikatnie
-Nie, obudziłem się kiedy zobaczyłem, że cię nie ma, jakoś z godzinę temu...
-Dowiesz się we wtorek, co robiłam – uśmiechnęłam się, wtuliłam się w jego ramię. Objął mnie mocno, aż czułam, jak bije jego serce. Zrobiło mi się ciepło i przyjemnie. Zamknęłam oczy i szybko usnęłam kołysana do snu rytmicznym biciem serca mojego ukochanego chłopaka.

*
*
*

-Ola... Ola, wstawaj, kochanie... Trzeba było spać w nocy, teraz trzeba wstać... - słyszałam słowa Toma, a po chwili krótki, słodki pocałunek na ustach mnie rozbudził. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że mój chłopak jest już ubrany.
-A ty co, kiedy się ubrałeś? - spytałam jednocześnie przeciągając się
-Dawno. Nie mogłem spać. Strasznie się cieszę, że jedziemy RAZEM do naszych rodziców- mówił podekscytowany, podkreślając słowo „razem”, aż zachciało mi się śmiać.
-Ja też, ale musimy tak wcześnie wstawać? - spytałam mrukliwie i położyłam się z powrotem pod kołdrą. Tom brutalnie ją ze mnie ściągnął.
-ZIMNO! - pisnęłam, a on na to wziął mnie na ręce i mocno przytulił
-Tak lepiej? - spytał ciepło
-Yhm... daj lepiej jakąś swoją bluzę. Nie możesz mnie dźwigać ciągle...
-Jesteś tak lekka, że nawet nie czuję, że cię niosę – zaśmiał się -A swojej nie możesz?
-Wolę twoją... - uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił uśmiech i podał mi swoją bluzę. Wciągnął mi ją przez głowę i jeszcze raz mocno mnie przytulił.
-A ja kocham, kiedy chodzisz w mojej bluzie... - szepnął – Leć zjeść śniadanie, ja dopakuję wszystkie walizki.
-Dobra, dobra.. Kochany jesteś, wiesz? - powiedziałam i cmoknęłam go w policzek
-Wiem – powiedział dumny z siebie, a ja tylko przewróciłam oczami. Kocham tego ułoma. Nieważne, co robi ani jak się zachowuje.
Zjadłam szybko przygotowaną przez siebie bułkę z serem żółtym, pomidorem i sałatą, wypiłam sok pomarańczowy i pobiegłam na górę. Szybko umyłam zęby, aby schować szczoteczkę do walizki i ubrałam się w długie, szare dresy oraz top, na który narzuciłam bluzę Toma. Nie chciałam ubierać nic innego, nie myślałam o tym, że tak zobaczy mnie jego mama po raz pierwszy. Kompletnie zapomniałam o tym, żeby zadbać o strój. Związałam włosy w luźnego koka, spakowałam brakujące drobiazgi i zeszłam za Tomem na dół.
Z łzami w oczach podeszłam do Georga i Gustava.
-Chłopcy, życzę wam wesołych świąt i wszystkiego co najlepsze w nowym roku... Na pewno nie przyjedziecie do Wrocławia? Znajdziemy dla was miejsce...
-Nie, Ola, dzięki za zaproszenie, ale nie.
-No dobra, to mam nadzieję, ze przyszłego Sylwestra spędzimy już razem, w piątkę.. Może nawet więcej osób...
Pocałowałam każdego z nich w policzek i przytuliłam mocno.
-Tom, nie patrz na mnie tym wzrokiem zabójcy, proszę! - powiedziałam do Toma, bo jego wzrok to dosłownie zabijał. - Wiesz, że to moi przyjaciele, przywiązałam się do nich, ale kocham tylko ciebie-szepnęłam mu na ucho
-Dobra, niech będzie...- mruknął i mnie mocno uściskał
-Jestem tylko twoja, na zawsze, Tomi
-Wiem, nikomu cię nigdy nie oddam...
-Nie szepcze się w towarzystwie! - przerwał nam Bill
-Jak nie chcesz, żeby Toma wzrok spalił G'sów, to wiesz... - powiedziałam, na co chłopaki wybuchli śmiechem.
Wiem, że są dziewczyny, które wściekają się na swoich chłopaków o rzekome „traktowanie jak rzecz” po słowach „jesteś moja”. Ja to odbieram zupełnie inaczej.
Kiedy Tom mówi, że nikomu nigdy mnie nie odda, to czuję się jakby obiecywał mi wieczną miłość. Ja jestem jego, ale i on jest mój.
Złapałam Toma za rękę, a w drugą wzięłam walizkę, po czym oboje ruszyliśmy w stronę samochodu, wcześniej oczywiście ubierając się w kurtki, bo od paru dni trzymał niemalże 10-stopniowy mróz.
-Ola, zostaw tę walizkę, ja ją zaniosę. - powiedział Tom
-Nie jestem aż taką sierotą, żeby walizki nie móc zanieść – uśmiechnęłam się do niego, a on już się nie sprzeczał, tylko puścił moją rękę i wyjął mi rączkę od walizki z dłoni.
-Tom! -krzyknęłam
-No co, ja jestem facetem i to ja będę nosił ciężkie rzeczy. - stwierdził z tym swoim szelmowskim uśmiechem
-Ale ja potrafię sama... - powiedziałam smutno
-Wiem, że potrafisz, ale ja jestem silniejszy i to ja będę nosił ciężkie rzeczy.
-Nie wygram z tobą? - spytałam
-Nigdy – mrugnął do mnie
-No niech ci będzie... - poddałam się, a on tylko uśmiechnął się do siebie i wsadził wszystkie bagaże do auta. Po chwili przydreptał Bill ze swoimi wielkimi walizami i nieszczęśliwą miną. Jego bagaż też powędrował do samochodu, tak jak po chwili my sami. Tom usiadł za kierownicą, ja obok niego, a Bill od razu rozłożył się na tylnym siedzeniu. Lamborghini ruszyło, szybko zostawiając Berlin za sobą.
-Tom... Jak długo jedzie się do Loitsche? - spytałam sennie
-Tyle, że zdążysz trochę pospać – uśmiechnął się mój ukochany
-Ale ja lubię patrzeć, jak prowadzisz...
-Będziesz 1,5 h patrzeć, jak prowadzę?
-Tak krótko? - zdziwiłam się – To po co wyjeżdżaliśmy o 7:00?
-Żeby więcej czasu spędzić w Loitsche i żeby szybciej opuścić dom-stwierdził poważnie, a ja poczułam ciepło rozlewające się po moim ciele.

Pamiętał, jak bardzo dom kojarzy mi się z przykrymi wydarzeniami i jak mi zależy na opuszczeniu go na pewien czas. Naprawdę musi mnie kochać... Chociaż czasem sama w to wątpię. Nie jestem specjalnie atrakcyjna, wiem o tym, ani błyskotliwa, ani wygadana, ani dowcipna. Jedyne co potrafię, to przyciągać kłopoty. A on mimo wszystko jest przy mnie. On- mój ideał. Nie mogłabym sobie wymarzyć lepszego partnera, jest wszystkim, co uwielbiam w mężczyznach: uosobieniem romantyczności, troskliwości, siły i opieki.
Czasem budzę się w nocy tylko po to, żeby sprawdzić czy on naprawdę obok mnie jest, czy to wszystko mi się tylko nie śni. Nie wierzę we własne szczęście. Czym na nie zasłużyłam?

Oparłam się ręką o drzwi i patrzyłam na Toma. Pewność jego ruchów, kiedy zmieniał biegi, gdy przełączał kierunkowskazy, gdy zaglądał do lusterek, żeby sprawdzić sytuację na drodze... Był ostrożny, ale wolałam nawet nie patrzeć na prędkościomierz. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam, wpatrując się w niego jak w ósmy cud świata...

-Ola, wstajemy! Zaraz będziemy na miejscu, a chciałaś zobaczyć jak wjeżdżamy do miasteczka – usłyszałam głos Toma.
Szybko podniosłam powieki i wyjrzałam przez szybę. Tablica z napisem „Loitsche” zbliżała się szybko, aby po chwili zniknąć z naszego pola widzenia.
Nagle uderzyła mnie perspektywa spotkania z matką mojego chłopaka, o której dotąd słyszałam tylko w opowieściach. Zbladłam.
-Tom, a jeśli twoja mama i ojczym mnie nie polubią?
-Oj, na pewno cię polubią – powiedział z przekonaniem
-Ale popatrz, jak ja wyglądam, mogłam bardziej zadbać o to, co na siebie wkładam, twoja mama weźmie mnie za obdartusa- wyrzucałam z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego
-Przyhamuj, Ola! -zaśmiał się Tom przejeżdżając obok znanego wszystkim fanom TH przystanku. Po chwili zatrzymał się obok skromnego domku.
-Tom, ja nie mogę, ja nie pasuję do ciebie, twoja mama na pewno uzna, że jej pierworodny powinien być z kimś lepszym...
-Ola, jeszcze raz powiesz, że nie pasujesz do mnie, to cię walnę, mimo że kobiet nie biję – zagroził mi Tom – Jesteś idealna, piękna, inteligentna i na pewno spodobasz się mamie. Ona szanuje moje wybory. Więc proszę się uśmiechnąć pięknie i pójść ze mną przywitać się. - złapał mnie za rękę i ruszyłam za nim, pełna obaw, ale z uśmiechem wywołanym jego słowami na twarzy...


_________________________________________________________________

No, kochani, to jest koniec odcinka, bo lubię trzymać w napięciu. Trochę się z nim spóźniłam, ale chorowałam, a to nie sprzyja jednak pisaniu :C 
Jestem dumna z tego momentu z bluzą, naprawdę. Jak sama to czytam, to aż mnie ciary przechodzą, chciałabym, żeby mój chłopak w przyszłości, a potem mąż byli właśnie tacy, opiekuńczy, troskliwi, kochani po prostu (oj, się rozmarzyłam)...

No nic, komentujcie, bo sprawia mi to ogromną radość, czytanie waszych komentarzy :*

Wasza na zawsze
Kochająca Toma ;*

wtorek, 12 sierpnia 2014

Odcinek 40 - "Nagle przyszedł mi do głowy świetny pomysł. "

Dla kogo?
Dla mnie.
Ten odcinek jest dla mnie. Bo każdemu należy się coś w życiu. A ja chciałabym wreszcie docenić siebie.
Ola, jesteś wspaniała!
  *Ola to ja ;) *




Odcinek 40

-No co tak patrzycie? - spytał Tom niepewnie – Przecież Ola na pewno go zachwyci, z jej głosem? Na 100%!
-Tom... - powiedziałam, dalej w lekkim szoku – To jest profesjonalny producent. A ja jestem zwykłą amatorką. Nigdy nie brałam lekcji śpiewu. Nigdy nie występowałam, nie brałam udziału w konkursach, nic. Nie ma szans, żeby mnie wziął...
-Nie zgadzam się – wtrącił Bill – Jak dla mnie wystarczy, że trochę poćwiczymy. Masz świetny głos, a po paru tygodniach ćwiczeń będziesz śpiewać prawie tak dobrze jak ja – dodał z wypiętą piersią, a chłopaki zaczęli się śmiać. Ja natomiast pomyślałam „nie mamy tych paru tygodni...”
-Bill, ty i twoja skromność – zaśmiał się Georg
-Te, hobbit! Nie masz prawa głosu! - odpłacił mu pięknym za nadobne Bill
-Mówisz jak Magda... - powiedziałam zamyślona, a chłopaki popatrzyli na mnie dziwnie -No co, takie „te!” to jej znak rozpoznawczy, a „nie masz prawa głosu” wymyśliłam ja.
-Faktycznie, coś wspominała … - mruknął Bill
-Utrzymujecie kontakt? - spytałam delikatnie
-Nie taki, na jakim mi zależy. - powiedział zawiedziony – Ona trzyma mnie na dystans, nie pozwala się do siebie zbliżyć.
-Taka już jest. I tak była nadzwyczaj otwarta dla was, chłopaki, musiała was szczerze polubić, bo zazwyczaj przy obcych jest zamknięta w sobie. Nie lubi mówić o sobie, choć potrafi zacząć rozmowę. Trudno to wyjaśnić...
-Wiem o co ci chodzi – powiedział Gustav
-Tak, Gust też czasem taki jest – powiedział Tom
-Wracając do Josta... - powiedziałam – Myślicie, że on faktycznie może nie załatwić wam kontraktu?
-Jest do tego zdolny... Nie będzie chciał, ale nie może pozwolić, żebyśmy robili, co chcemy, więc musimy ponosić konsekwencje swoich czynów. - stwierdził Georg
-Dobry z niego facet w zasadzie, tylko my jesteśmy świnie, bo sprawiamy dużo problemów – zamyślił się Tom.
Przez długą chwilę wszyscy milczeliśmy zamyśleni.
Nie wiem o czym rozmyślali moi towarzysze, ale moje myśli krążyły wokół jednego tematu: muszę zachwycić Davida Josta, jednego z profesjonalnych niemieckich producentów, który wypromował najbardziej znany niemiecki zespół, do którego miałam szansę dołączyć!!!

-Ola... jutro wyjeżdżamy, pamiętasz? - szturchnął mnie Tom
-Wyjeżdżamy... no tak! Zapomniałam!- chwyciłam się za głowę, złapałam Toma pod ramię i krzyknęłam – Chłopaki, to my was przepraszamy, ale trzeba się spakować i ogarnąć! - po czym popędziłam na górę, ciągnąc za sobą śmiejącego się Toma.
-Z czego rechoczesz znowu? - spytałam surowo
-Z niczego – zdusił w sobie śmiech i spojrzał na mnie z powagą, na co ja roześmiałam się tylko.
-Powaga do ciebie nie pasuje – cmoknęłam go w nos i weszliśmy do pokoju.

Tom ściągnął z szafy moją walizkę, a ze strychu zniósł swoją. Ja tymczasem przetrząsałam przestrzeń za szafką, w poszukiwaniu kolczyka. Niestety, na próżno. Tom podszedł do mnie zasmucony i przytulił mnie mocno.
-Dawaj ubrania, które chcesz zabrać. - powiedziałam ze ściśniętym gardłem i odwinęłam z siebie jego ramiona. Chłopak spojrzał na mnie zaniepokojony, ale odszedł i wziął z szafki przygotowane parę dni wcześniej ciuchy.
-Zostajemy w Polsce na Sylwestra? - spytał Tom
-Tak, Magda nas zaprasza do siebie, będzie tylko nasza czwórka, chyba że Patrycja ze swoim chłopakiem i Natsu z kolegą dołączą.
-To ile to dni będzie? - spytał lekko zdezorientowany
-Zależy którego wracamy, czy już pierwszego, czy drugiego. Kiedy spotkanie z Jostem?
-Piątego. Czyli musimy być w domu już drugiego najlepiej.
-Czyli wyjeżdżamy na 12 dni. Ale większość spędzimy u moich rodziców. Nie przeszkadza wam to? - spytałam trochę obawiając się, że powie, iż przeszkadza im to i wolą spędzić je z mamą.
-Nie, jasne że nie, już i tak dawno nie spędzaliśmy Wigilii z mamą. To dla nas kompletna odmiana, wiesz? - mrugnął do mnie uspokajająco.
-To musi być straszne, nie spędzać świąt z rodziną... - powiedziałam zamyślona. Spojrzałam na Toma i dopadła mnie myśl, że to z nim, właśnie z nim, chcę spędzać każde moje święta. Jest taka piosenka:
I don't want a lot for Christmas, there's just one thing I need...
I don't care about the presents underneath the Christmas tree
I just want you for my own, more than you could ever know...
All I want for Christmas is you”

Nagle przyszedł mi do głowy świetny pomysł.
-Tom, kiedy się spakujemy, może pojedziemy do miasta? Całą piątką?
-Jasne, nie kupiłem jeszcze prezentów, chłopaki też – uśmiechnął się – A ty?
-Kiedy? Sam wiesz, ile się ostatnio działo... - mruknęłam i szybko zmieniłam temat – To wszystko, co bierzesz?
-Tak, chyba tak...- powiedział i zaczął pakować się do walizki. Wyrwałam mu ją spod rąk.
-Mogę cię spakować? - spytałam błagalnie
-Czemu? - spoglądał na mnie podejrzliwie, jakbym coś przeskrobała
-Bo lubię pakować – uśmiechnęłam się figlarnie
-No dobra, poddaję się. Pakuj mnie – powiedział z podniesionymi w geście poddania rękami, na co tylko się uśmiechnęłam.
Szybko posegregowałam ubrania i wpakowałam je do walizki. Po chwili Tom przyniósł swoje kosmetyki, które również schowałam. Ładowarki i inne duperele postanowiliśmy spakować dopiero wieczorem.
Następnie spakowałam swoją walizkę. Ciągle rozglądałam się w poszukiwaniu kolczyka, ale bez skutku.

Gdy wybiła godzina 16:00 staliśmy wszyscy ubrani ciepło w progu. Szybko pojechaliśmy do miejsca i rozdzieliliśmy się. Ja poszłam z Gustavem i Billem, a Georg z Tomem. Tom tak okropnie bał się, że Bill wygada mi, co kupił, że wręcz siłą przepchnął go do naszej grupki. Rozdzieliliśmy się w pobliżu galerii handlowej. Ruszyłam z chłopcami w jej kierunku.
-To co, macie jakieś pomysły? Co można kupić Georgowi? - spytałam
-Hobittowi? Mydło! - roześmiał się Bill
-Nie słuchaj tego idioty, Georg się myje... czasem – zażartował Gustav. Wiedziałam, że to tylko żarty. Georg jest jednym z najładniej pachnących mężczyzn, jakich znam. Oczywiście Tom jest na pierwszym miejscu, nic tego nie zmieni. A co do mojego „genialnego” pomysłu, na prezent dla mojego ukochanego...
-Chłopaki, możemy iść do sklepu z AGD?
-Z AGD? - zdziwił się Gustav – Po co?
-Po prezent dla Toma. Ale to niespodzianka, więc ani słowa! Bill, a twojej pomocy będę potrzebowała. Masz na komputerze program do obróbki utworów?
-Jasne, ale czy nie prościej ci wziąć laptop Toma?
-Nie, bo on się skapnie, że coś nie tak jest. A chcę mu zrobić niespodziankę. - tłumaczyłam
-A co to ma być za niespodzianka? - spytał zaciekawiony Bill
-Nie powiem ci teraz, bo mu wygadasz – uśmiechnęłam się – Zobaczysz w nocy
-Uuuu, Bill! - zaśmiał się Gustav – Tylko nie podrywaj dziewczyny brata!
-Nie mam zamiaru – uśmiechnął się do mnie Czarny
-Chodźcie do tego sklepu – złapałam ich za ręce i pociągnęłam.
Jaki bilans po zakupach?

Trzy godziny chodzenia po sklepach → Pusty portfel, pełne torby i radość w sercu.
Kupiłam płytę CD, z którą w nocy miałam zamiar popracować, dla Georga poduszkę z napisem „Liebe ist alles, alles ist Liebe!” (Miłość jest wszystkim, wszystko jest miłością).
Potem rozdzieliłam się z chłopakami, aby kupić prezenty dla nich. Gustav miał ode mnie dostać małego misia z pluszowym kubkiem czekolady, w koszulce z napisem „You wanna some chocolate, sweety?”, a Bill zestaw do makijażu i bluzę GreenDay, której sama już mu zazdrościłam.
Tom miał dostać od chłopaków nowe słuchawki i perfumy, na szczęście te same, których już używa, a Geo koszulkę i zestaw z Adidasa, bo chłopaki jednak lubią swojemu hobbitowi dokuczać.

Załadowaliśmy się wszyscy do samochodu, wyjątkowo był to granatowy sedan Gustava, którym ten już nie jeździł, i ruszyliśmy do domu.
Tom usiłował wyciągnąć od chłopaków, co mu kupiłam, ale nie dali się, a ja zamknęłam mu buzię jednym tekstem:
-Jak nie przestaniesz dopytywać, to go nawet nie zobaczysz!
Od razu przestał.


Dojechaliśmy do domu, każdy z nas zawlekł swoje torby na górę i schował jak najlepiej umiał. Moja wylądowała w miejscu, w które żaden z chłopaków nigdy nie zaglądał – w szafce w przedpokoju, w której stał odkurzacz.
Tom szybko wszedł pod prysznic, umył się i padł jak nieżywy na łóżko.
-Ola, chodź do mnie... - mruknął, a kiedy podeszłam, mocno mnie przytulił. Wtulił twarz w moje włosy, a ja policzkiem dotykałam jego klatki piersiowej. Był ciepły, pachniał... sobą. A jego zapach, to najlepszy zapach w świecie...
Nachylił się, chwycił moją twarz w dłonie i pocałował mnie lekko. Kocham, kiedy to robi, lekko muska moje wargi, dotykiem lżejszym od motylego skrzydła. Po chwili położył się wygodnie, popatrzył na mnie, przymknął oczy i zasnął. A ja patrzyłam na niego.
Po jakichś pięciu minutach, kiedy upewniłam się, że śpi, wstałam, zgarnęłam pustą płytę, piżamę, ręcznik i kosmetyki i wyszłam po cichutku do Billa.
-Hej, Bill. Mogę umyć się u ciebie? Nie chcę budzić Toma – spojrzałam błagalnie na Czarnego.
-Jasne, nie ma sprawy. Masz płytę?
-Jasne – uśmiechnęłam się i pomknęłam szybko się umyć.
Po kwadransie już stałam koło Billa przed komputerem, ze słuchawkami na uszach i mikrofonem przed ustami.
-Która najpierw? - spytał chłopak
-Zacznijmy od „Last Christmas” Mariah Carey, okej?
-Okej, to zaczynaj.

Więc zaczęłam.

Tom, przyszły święta. Pierwsze, które spędzamy razem. Niedługo myślałam nad tym, co ci dać... Pomysł przyszedł szybko. Realizacja... no zobaczymy jak to będzie. Chciałam ci tylko powiedzieć, że...
Bardzo cię kocham, skarbie...”

<< Oooh... I don't want a lot for Christmas... There's just one thing I need...>>


 ******************************************************************************************

Mam aparat na zęby! Stały! I aktualnie cierpię, ale dam radę :) Cieszę się bardzo z niego i czekam niecierpliwie na moment, kiedy go zdejmę!

Przepraszam, że tak długo zajęło pisanie odcinka, ale większość to napisałam przed chwilą w zasadzie :/

Jak się podoba?

Dziękuję wszystkim za komentarze i publicznie przepraszam miłośćjestsilna, za to, że nie komentuję, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie :C Ale postaram się!