sobota, 28 marca 2015

Rozdział I -"Zobacz jak szybko wszystko się zmienia - coś jest, a później tego nie ma"


Minęły trzy lata odkąd byłam z Agatą na koncercie. Trzy długie lata. Dziś jestem już dwudziestolatką, nie ma co się oszukiwać, czasy dzieciństwa już dla mnie minęły. W zeszłym roku zaczęłam studia na ASP w Warszawie, ale odpuściłam po semestrze. Może jestem zbyt ambitna, ale chciałabym osiągnąć coś więcej,  a czuję, że na tamtej uczelni nie rozwinęłabym skrzydeł. Była... zbyt ciasna jak dla mnie. Jak śmiesznie musi to brzmieć - uczelnia w stolicy, a dla mnie za mała. Zdecydowanie jestem zbyt ambitna.
Od października zacznę studia w Berlinie. Długo szukałam, ale udało mi się znaleźć szkołę idealną dla mnie.
Künsthochschule Berlin-Weißensee.
Szkoła znajduje się przy Bühringstraße w dzielnicy Pankow, jest dość oddalona od centrum, co bardzo mi odpowiada. Mieszkania poza centrum są w miarę tanie, chociaż tego określenia raczej nie powinnam używać. Wszystko ma swoją cenę, także i tu. Najistotniejszą sprawą, która przyciąga mnie do tej szkoły jest fakt, iż system jej funkcjonowania opiera się na zasadach słynnej przedwojennej szkoły Bauhaus (szkoły sztuki użytkowej, którą jestem zafascynowana). Większość osób słyszała o niej zapewne na lekcjach historii w 1 klasie liceum, tak jak i ja. 
Do Berlina przyjechałam już w lipcu. Znalazłam małą kawalerkę z dość niskimi opłatami za wynajem, niedaleko szkoły. Załatwiłam wszystkie papiery niezbędne do przeniesienia się do mojej nowej Künsthochschule, odebrałam indeks, a w sierpniu wprowadziłam się do nowego mieszkania.
Nawiązując jeszcze do Agaty, nie mogę nie wspomnieć o pewnym fakcie. 
Po powrocie z koncertu pokłóciłyśmy się. Nie pamiętam nawet o co nam poszło, wiem, że była na mnie wkurzona, a ja nie widziałam w tym żadnego sensu. Nazwała mnie "szmatą", "głupią piszczącą debilką" oraz "idiotką", a ja nie byłam jej dłużna, choć użyłam trochę mniej cenzuralnego słownictwa. Agata wypadła z mojego domu w gniewie i to był ostatni dzień kiedy ją widziałam. Następnego ranka zadzwoniła do mnie jej mama z pytaniem czy Agata jest u mnie. Odpowiedziałam, że nie, że pokłóciłyśmy się i wybiegła jakoś po 15, nie wiem gdzie, dlaczego ani po co. Byłam kompletnie przerażona. Jak można się domyślić, winą za jej zniknięcie obarczałam siebie, no bo kogo innego? Przecież gdybym jakoś załagodziła wtedy sprawę, wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej. Policja przesłuchiwała mnie 3 razy w nadziei, że przypomnę sobie jakieś nowe szczegóły. Niestety nic z tego nie wyszło. 
Każdego kolejnego dnia budziłam się z nadzieją, że Agata zaraz do mnie zadzwoni i powie, że jestem głupia i nie było czym się martwić. Każdy dzień wyglądał tak samo - gapienie się w okno lub telewizor nieobecnym wzrokiem. Po tygodniu znów zadzwoniła do mnie mama Agaty. Moją przyjaciółkę znaleziono w lesie niedaleko jej domu. Martwą. Przyczyna śmierci? Poderżnięte gardło.
Agata została brutalnie zgwałcona, po czym zabita. Sprawcy nigdy nie odnaleziono.
Chyba nie muszę tłumaczyć, jak bardzo obwiniłam się o jej śmierć? Nadal się obwiniam. Gdy o tym myślę, przypomina mi się jakże stara piosenka Sydneya Polaka "Otwieram wino". Wiem, dziwnie to brzmi. Ale szczególnie słowa "zobacz jak szybko wszystko się zmienia - coś jest, a później tego nie ma" działają na mnie... no ściskają mnie za serce mocnym chwytem bokserskim, co tu dużo mówić.
Tyle czasu już minęło...
Nie powinnam do tego wracać, muszę przywołać się do porządku.
Na czym to ja skończyłam? Ach, tak, w sierpniu wprowadziłam się do nowego mieszkania. Poznałam parę osób: Monikę- studentkę architektury, Carol-ekonomistkę świeżo po studiach, Helenę- studentkę projektowania mody, Wolfganga- młodego pianistę, który mimo że był ledwie rok starszy ode mnie już od dawna dawał koncerty w wielkich niemieckich filharmoniach, teatrach i czasem również operach oraz Klausa. 
Tak, ten to dopiero jest dziwny. Jest już po studiach, niedawno zaczął pracować jako psycholog w jednej z większych berlińskich przychodni. Jest typowym macho - mięśnie większe niż mózg, zero zainteresowań sztuką czy literaturą, najważniejszy jest sport. Nie wiem jakim cudem ktoś taki może pracować z ludźmi i to jeszcze jako psycholog. Klaus jest dość przystojny. Jest wysoki, ma krótko przystrzyżone blond włosy, które zawsze są w "artystycznym" w jego mniemaniu nieładzie oraz niebieskie oczy. Mają piękny kolor, lodowato niebieski, ale patrzą na innych z wyższością. Ma wyraziste kości policzkowe  Rozumiem dlaczego wiele dziewczyn nieznających go widzi w nim ideał. Niestety ja nie jestem jedną z nich (a może właśnie "stety"?). Biedny facet próbował mnie poderwać, ale nie jest w moim typie. Nawet niezbyt go lubię. Jest chamski i zbyt pewny siebie, uważa, że wszystko mu się należy. Staram się go unikać, ale często przyczepia się do mnie i dziewczyn, kiedy gdzieś idziemy. Spławiam go, ale nie potrafię cały czas zachowywać się chamsko, jestem na to zbyt delikatna. Nienawidzę tego w sobie...

Dzisiaj znów to samo: szłam z Wolfim i Heleną do kina, a tu nagle tuż przed budynkiem kina spotkaliśmy Klausa. Wkurzyłam się, facet mnie męczy już tyle czasu, dzwoni, pisze, spamuje mi na każdym możliwym serwisie społecznościowym... mam go dość!  I jeszcze ta jego poza- stał oparty o ścianę, jakby wiedział, że będziemy tamtędy szli, ubrany w zwykłą szarą bluzę i dżinsy. Co chwila poprawiał swoje blond włosy, co bardzo mnie irytowało. 
-Cześć, gdzie idziecie? - spytał gdy podeszliśmy na tyle blisko, by go usłyszeć
-Do kina - odpowiedziała mu kulturalnie Helena, jednak dało się wyczuć w jej głosie irytację. Ta inteligentna szatynka nigdy nie mydliła nikomu oczu i jeśli coś jej się nie podobało - mówiła o tym bez owijania w bawełnę.
-Może pójdę z wami?
-Nie - odezwaliśmy się jednocześnie z Wolfim. Klaus spojrzał na nas zdziwiony
-A to dlaczego?
-Bo nie ma już wolnych miejsc na sali, wszystko zarezerwowane - wymyśliłam kłamstwo na poczekaniu.
-A poza tym nie mamy ochoty iść nigdzie z tobą, Klaus, idź do domu, spędź wieczór tak jak lubisz, przed telewizorem, oglądając mecz -powiedziała zjadliwym tonem Helena, a ja obdarzyłam ją pełnym uznania spojrzeniem. Chciałabym być tak bezpośrednia jak ona...
Klaus nie odezwał się już ani jednym słowem. Popatrzył na nas z niechęcią, po czym ruszył powolnym krokiem w stronę domu. Myślał, że powolny spacer sprawia, że wygląda seksownie? Nic bardziej mylnego! A jeszcze sposób w jaki kręcił tyłkiem idąc - jakby był jakimś modelem! Gdy weszliśmy do budynku, nie wytrzymałam. Wybuchłam śmiechem i długo, długo nie mogłam się uspokoić. W końcu Wolfi poszedł odebrać nasze bilety, a ja powoli się uspokajałam. Nagle ktoś za mną stanął. Obróciłam się (ocierając jeszcze łzę z policzka) i ujrzałam kogoś, kogo nigdy bym się w takim miejscu nie spodziewała.

___________________________________________
No i co powiecie? Już się postarałam z tymi opisami, naprawdę, lepiej na tę chwilę nie umiem :C ale powiem wam szczerze, że usiadłam i napisałam ten rozdział (najdłuższy chyba jaki kiedykolwiek zdarzyło mi się napisać) w 3 godzinki (z przerwą na obiad i odkurzenie w trzech pomieszczeniach). Jestem z siebie zadowolona :D i z jakości tego odcinka jako tako też.

Bukowinko, nawiążę do twojej daaawnej wypowiedzi przy którymś poście, a propos biochemu. Ludzie na tym profilu naprawdę nie mają życia. Albo wybierają między życiem a snem XD nie no, nie jest aż tak źle, zwłaszcza jak kogoś to kręci, a nagle w tym roku okazało się, że bardziej kręci mnie chemia niż biologia (no jak się ma ochronę przyrody i budowę komórki...). I weźcie sobie to połączcie : siedzi i pisze opowiadanie, ale jednak biochem i uwielbia chemię. No bez sensu.
Ale co tam, kto mi zabroni robić to co kocham <3 a pisać uwielbiam, tylko czasu ni ma :c 
Nie wiem jak to będzie, kiedy uda mi się napisać coś jeszcze, ale postaram się, bo naprawdę mam masę pomysłów na zmiany w tym opowiadaniu! Tak że do rychłego (mam nadzieję) zobaczenia! 
Wasza na zawsze
Kochająca Toma ;3 
PS Niemiecki to zuo!

wtorek, 24 marca 2015

Prolog

Rok 2006

Nie wszystko widać na pierwszy rzut oka. Czasem pozornie nic nieznaczące chwile w naszym życiu zmieniają je na zawsze.
Mała, 14-letnia ledwie dziewczynka nie wiedziała jeszcze, jak jej życie zmieni się po wizycie u koleżanki, jakie będą następstwa tego zdarzenia.
Wchodząc po schodach, Ola myślała tylko o tym jak miło będzie spędzić trochę czasu z koleżankami. Spotykały się z Agatą co tydzień, bawiły się, śmiały i rozmawiały o wszystkim, o swoich problemach, zakochaniach i poglądach (jeśli w tym wieku ma się już sprecyzowane jakiekolwiek poglądy).
Dzisiaj, jak zwykle, usiadły na dywanie i rozmowa sama się zaczęła. Ola zaczęła błądzić wzrokiem po szafkach Agaty i dostrzegła zafoliowaną płytę. Chwyciła ją w ręce, ale dziewczyna natychmiast jej ją wyrwała. Ola popatrzyła na nią ze zdziwieniem.
-Co jest? Czemu nie mogę jej zobaczyć?
-Bo... - urwała Agata - Bo będziesz się śmiać... - dokończyła z lekkim zażenowaniem
-Dlaczego miałabym się śmiać? - zdziwiła się Ola - Pokazuj!
Aga nieśmiało wyciągnęła przed siebie płytę. Dziewczynka chwyciła ją i przeczytała "Tokio Hotel - Schrei".
-Czemu miałam się śmiać?
-Bo to Tokio Hotel...  - rumieńce zakwitły na policzkach dziewczyny
-Ale jakie to ma znaczenie? Wiem, wszyscy się z nich nabijają, że pedały i tak dalej, ale nie będę ich oceniać, jeśli nie słyszałam żadnej piosenki!
-Puścić ci jakąś? - twarz Agaty momentalnie rozjaśniła się
-Śmiało! - zachęciła ją Ola
Agata rozpakowała szybko płytę i włożyła ją do odtwarzacza. Po chwili rozległy się dźwięki piosenki o tytule "Durch den Monsun".
- O czym on śpiewa? - spytała dziewczynka
- O miłości, o tym że dla miłości przejdzie cały świat, pójdzie przez wiatr, na koniec świata i czasu...
- Ojej... - rozmarzyła się Ola - wszystkie piosenki są o miłości?
- Wydaje mi się że tak- powiedziała Agata zadowolona z zachwytu koleżanki.
Przesłuchały całą płytę dwa razy.
- Muszę poprosić mamę żeby kupiła mi tę płytę! Ile kosztowała?
- Była trochę droga - odpowiedziała ze skrzywioną miną Aga - Około 70-80 zł
Oli zrzedła trochę mina. W domu się nie przelewało, nie była pewna czy mama zgodzi się na taki wydatek na zwykłą płytę.
-No dobra, zobaczymy...
W tej samej chwili zadzwonił jej telefon. Odebrała.
-Halo?... Tak, mamo... już schodzę, za 5 minut będę, papa  - wsadziła telefon do kieszeni - Aga, ja już będę szła, mama na mnie czeka.
-Okej, odprowadzę cię do bramy.
Ola szybko wciągnęła buty, założyła kurtkę, pożegnała się z rodzicami Agaty i ruszyła w dół po schodach, a za nią koleżanka. Przy bramie pożegnały się, a Ola wraz z mamą ruszyły wolnym krokiem do domu.

 3 lata później


Pisk. Wrzask. Ogłuszający wręcz krzyk. Ale było w nim coś porywającego, unoszącego ducha ponad tymi wszystkimi ludźmi i wprowadzającego wręcz w stan ekstazy.
Światło. Jeszcze głośniejszy pisk. Pierwsze dźwięki gitary, akordy wprowadzające, A-dur, E-moll, znała je na pamięć. Sama umiała grać ten utwór na gitarze. "Komm".
Ola siedziała na trybunach blisko sceny, a tuż obok niej trzęsła się z przejęcia Aga. Obie dziewczyny miały na sobie czarne koszulki z logo zespołu oraz takie same opaski na rękę z napisem "Humanoid City Tour". Nie mogły wytrzymać napięcia i wkrótce same zaczęły piszczeć z radości, że są na koncercie, na który czekały od tak dawna, z taką niecierpliwością.

Bite trzy godziny trzymały się z całej siły za ręce, szczypiąc się co parę chwil, nie wierząc w swoje szczęście. Kiedy koncert się skończył, dziewczyny stwierdziły, że mało co z niego pamiętają, ledwie jakieś przebłyski, migawki jak w starej kamerze. Pamiętały pojedyncze obrazy, jednak muzyka z koncertu i słowa Billa brzmiały w ich uszach bezustannie.
Dziewczyny stały jeszcze przez chwilę na płycie w pustej hali, napawając się swoim szczęściem, gdy na scenę wyskoczył Tom Kaulitz wraz z Georgiem Listingiem śmiejący się. Gdy spostrzegli, że nie są sami, natychmiast zamilkli, po czym przywitali się krótko z dziewczynami:
-Hallo!
-Hallo - odpowiedziały zduszonymi głosami dziewczyny
-Nie chciałybyście zrobić sobie z nami zdjęć? - spytał Kaulitz
-Naturalnie że byśmy chciały! - krzyknęły obie i podleciały do sceny jakby niósł je wiatr.
Chłopcy szybko zrobili sobie zdjęcia z dziewczynami, przytulili je, po czym odeszli.
Ola dostrzegła jednak jedną rzecz, która sprawiła, że jeszcze wiele nocy nie mogła spać spokojnie.
Wychodząc, Tom Kaulitz puścił jej oczko.

***

No moje, panie, chyba słabo mi to wyszło :C
Ocena należy do was, proszę mnie nie oszczędzać. Wiem, że nadal nie umiem pisać rozbudowanych opisów, ale muszę wrócić do pisania częściej, bo nic mi nie idzie :C

Pozdrawiam was wszystkie i całuję!
Wasza Kochająca Toma :3