wtorek, 18 listopada 2014

Odcinek 42 - "najpiękniejsze chwile naszego życia piszą się same, nie da się ich zaplanować"


Odcinek 42

-Tom! Bill! - wysoka i szczupła kobieta otworzyła nam drzwi i rzuciła się chłopakom na szyję. A więc tak wygląda Simone... Miała krótko ścięte blond włosy i młodą twarz ze zmarszczkami wokół oczu, świadczącymi o poczuciu humoru. Oczy... jej oczy były dokładnie tego samego koloru, co Toma. Identyczny kształt, kolor... Tylko rzęsy miała dłuższe.
Ubrana była... no właśnie, jej ubiór sprawił, że z miejsca się rozluźniłam. Miała na sobie podkoszulek i dresy, na nogach puchate kapcie, na widok których z miejsca się uśmiechnęłam. Odsunęła się od chłopaków i spojrzała w moim kierunku.
-Ty zapewne jesteś Ola – powiedziała, podeszła do mnie, przygarnęła do siebie i mocno uściskała. Ponad jej ramieniem spojrzałam na Toma, który szczerzył zęby w uśmiechu pełnym otuchy. Ulga, jaką sprawił mi gest Simone była tak wielka, że aż się wzruszyłam. Kobieta odsunęła mnie od siebie na długość ramienia i przyjrzała mi się.
-Wiem, że dużo przeszłaś. Ale we mnie i w Gordonie będziesz mieć wsparcie, jesteś teraz częścią rodziny. -powiedziała i otarła łzę z mojego policzka.
-Bardzo pani dziękuję za ciepłe przyjęcie... - powiedziałam łamiącym się głosem, a Tom podszedł, stanął obok mnie, chwycił w talii, przytulił mocno i pocałował w czubek głowy.
-Och, proszę, przestań z tym „pani”. Mów mi Simone – uśmiechnęła się do mnie kobieta, a ja już zupełnie się rozkleiłam. Nie wiem, co się stało, może uderzyło mnie to, jak bardzo podobni są do niej chłopcy? Albo po prostu troska obcej osoby mnie wzruszyła? Jej słowa „jesteś teraz częścią rodziny”?
-Simone, coś ty jej zrobiła? - usłyszałam pytanie zadane głębokim męskim głosem z nutą sarkazmu. Podniosłam głowę i zobaczyłam jeszcze wyższego niż Bill mężczyznę, z lekko przerzedzonymi włosami i małym brzuszkiem. Podszedł do mnie i wyciągnął rękę:
-Jestem Gordon, możesz mi mówić Gordon, słów przywitania nie będę powtarzał po Simone, bo jeszcze znowu się rozpłaczesz. Witamy w rodzinie – powiedział i wyciągnął mnie z ramion Toma, aby samemu mnie uściskać, a ja znów poczułam gulę w gardle i zapiekły mnie oczy.
-Miło cie poznać, Gordon... - zapiszczałam
-Chłopcy! Znowu urośliście, albo ja się kurczę! -stwierdził wypuszczając mnie z objęć. Uściskał bliźniaków, po czym podszedł do Simone, chwycił ją w talii i ruszył w stronę domu. Tom stanął za mną i szepnął mi na ucho:
-Wszystko już okej?
-Aha.. Nic mi nie jest, tylko to wszystko... - zamachałam rękami – Twoja rodzina...
-Wiem, ale sama słyszałaś, teraz to też i twoja rodzina – uściskał mnie mocno
-I to najbardziej mnie wzruszyło – szepnęłam mu na ucho i pocałowałam go delikatnie w policzek. Uścisnął mnie jeszcze raz i razem weszliśmy do środka.
Simone krzątała się po domu ze szmatką w ręce, a Gordon ukradkiem przemknął do garażu, aby „poszukać ozdób na choinkę”,ale Tom powiedział mi później, że mówi tak co roku, aby wymigać się od sprzątania. Tak naprawdę siada na krześle i brzdąka na gitarze, którą chłopcy kupili mu po wydaniu swojego pierwszego albumu. Nieśmiało podeszłam do Simone i spytałam cicho:
-Może pani pomogę?
-Mówiłam ci, żebyś nie mówiła do mnie per „pani” - kobieta posłała mi uśmiech – Skoro chcesz, to weź Toma i Billa, i idźcie odświeżyć pokoje na górze. Ale oni też mają sprzątać!
-Prędzej spodziewałabym się, ze Tom będzie chciał mnie wyręczyć... - mruknęłam, a Simone tylko pokiwała głową.
-Taki już jest, prawdziwy dżentelmen...
-Wezmę tych dwóch na górę, ale gdzie mogę znaleźć jakieś szmatki, płyny?
-Tom ci pokaże, gdzie jest pomieszczenie gospodarcze – powiedziała i jeszcze raz się uśmiechnęła- Cieszę się, że Tom cię ma. Widać, że jest naprawdę szczęśliwy... - stwierdziła, pogłaskała mnie po policzku, po czym wróciła do przerwanej czynności.
Mój chłopak podszedł do mnie i szturchnął mnie:
-To co robimy?
-Sprzątamy na górze. - uśmiechnęłam się – Gdzie macie pomieszczenie gospodarcze?
-Chcesz sprzątać? - zdziwił się – Ledwo stoisz na nogach ze zmęczenia...
-Nie przesadzajmy, posprzątamy razem z Billem, a potem pójdziemy na spacer, dobrze? - poprosiłam
-Ale jak wrócimy, to pójdziesz się przespać, nie mogę patrzeć na te cienie pod twoimi oczami... - powiedział zmartwiony
-No dobrze, obiecuję, ze pójdę się przespać...
-No to bierz młodego i idziemy.
-Dla mnie on wcale nie taki młody, tak jak i ty – rzekłam figlarnie
-Jestem w idealnym wieku dla ciebie – pocałował mnie w czubek nosa, a ja wtuliłam się w niego.
-Czarny! -krzyknął Tom, a Bill praktycznie zmaterializował się koło nas
-Nie drzyj się – upomniał go chłopak
-Idziemy sprzątać na górę – oznajmił mu brat i ruszył ze mną na górę
-Ja też? - zdziwił się muzyk
-No a jak inaczej – mrugnął Tom
-Niech ci będzie... - powiedział Bill, czym bardzo mnie zaskoczył
-Kiedy stałeś się taki uległy? - spytałam zdziwiona
-Od kiedy Tom... - w tym momencie mój ukochany zatkał mu usta ręką
-Tom, o co mu chodzi? - spytałam podejrzliwie
-O nic, o nic – powiedział podejrzanie szybko, ale nie chciałam już naciskać, nie miałam siły.
Weszliśmy na górę, Tom przyniósł szmatki, ręczniki papierowe i różne inne niezbędne przedmioty. Złapałam za błękitną szmatkę, a Tom wyrwał mi ją z ręki.
-Ej! - upomniałam go
-No co, niebieski to mój ulubiony kolor – odrzekł z niewinnym uśmiechem na twarzy
-Ale nie ma żadnej innej!
-No to będziesz mi psikała płynem, dobrze? - poprosił z tak zwaną „puppy face”
-Niech ci będzie, ty głupolu – mruknęłam, a on schylił się, aby pocałować mnie w czoło.
Ze sprzątaniem uwinęliśmy się raz-dwa, zeszliśmy na dół i zjedliśmy bez pośpiechu obiad – spaghetti bolognese, a'la Simone Kaulitz. Było naprawdę pyszne, już wiedziałam, po kim Tom ma talent do „kucharzenia”. Jedząc, patrzyłam na Toma, który promieniował radością. Teraz było tak naprawdę widać, jak wielkie znaczenie ma dla niego rodzina, ile jej zawdzięcza i że to właśnie dzięki Simone, Gordonowi i Billowi jest, jaki jest. Powinnam im za to właściwie dziękować na klęczkach.
Po posiłku Tom pogonił mnie, żebym się cieplej ubrała, a potem we dwoje poszliśmy na długi spacer.
Tom poprowadził mnie wzdłuż ulicy aż doszliśmy do lasu. Uderzyło mnie jego piękno, byłam wprost oczarowana. Śnieg skrzył się, skrzypiał cicho, kiedy deptaliśmy go swoimi stopami, a drzewa, pomimo braku liści, wyglądały niczym strażnicy tej charakterystycznej leśnej ciszy. Szłam niemalże z otwartą buzią, a Tom uśmiechał się szeroko, widząc mój zachwyt. W pewnej chwili złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
-Ola, kocham cię... - powiedział mi do ucha, a mnie przeszyły dreszcze- Kocham cię, jak nikogo nigdy dotąd...
Czułam, że słowa wypowiedziane tutaj, w jego rodzinnym mieście mają znaczącą wagę. To coś innego niż nasze ciche szepty wieczorami, to było coś... wyjątkowego. Ktoś kiedyś powiedział, że najpiękniejsze chwile naszego życia piszą się same, nie da się ich zaplanować. Cokolwiek byśmy nie wymyślili, życie wymyśli coś o wiele lepszego, bo niespodziewanego. I wiecie co? Ten ktoś miał rację.
Zrobiło mi się chłodno i zadrżałam w ramionach Toma. Poczuł to od razu i przygarnął mnie mocniej do siebie i mocno przytulił. Po chwili zdjął ze swojej szyi szalik i owinął go wokół mojej.
-Tom, zmarzniesz, zabieraj ten szalik! - powiedziałam nieco zdenerwowana i popatrzyłam na niego z wyrzutem.
-Tak szczerze, to wziąłem go tylko dlatego, że ty nie wzięłaś, a wiem, że bym cię nie przekonał – mrugnął do mnie łobuzersko, a mi odebrało dech. Jakim cudem taki wspaniały facet istniał naprawdę, a na dodatek kochał MNIE? Nie mam pojęcia, ale dziękowałam i dalej dziękuję Bogu, że spotkałam Kaulitza.
Chłopak przytulał mnie, aż wreszcie się rozgrzałam, a wtedy pocałował mnie delikatnie... w tak magicznej scenerii, nikogo dookoła, ten pocałunek był jednym z najlepszych, jakie sobie przypominam.
Potem objął mnie ramieniem i poszliśmy dalej ścieżką prowadzącą w głąb lasu. Nagle skręciliśmy w ledwie widoczną ścieżynkę, bardzo wąską. Gałęzie raniłyby mnie w twarz, gdyby nie Tom, który przytrzymywał je, gdy przechodziłam. Jest taki kochany...
Nagle mój towarzysz chwycił mnie za rękę i kazał mi zamknąć oczy. Poprowadził mnie powoli do przodu i po chwili, która wydawała mi się trwać wieczność, pozwolił mi uchylić powieki.


Kochane, tyle na dzisiaj, w końcu się przełamałam, płakałam jak głupia pisząc ten odcinek, musiałam się przemóc, bo cholernie mnie to wszystko boli, temat miłości, wszystko co z nią związane. Wątpię, czy mam na nią szanse wgl w swoim życiu, ale jest lepiej niż było 3 tygodnie temu -> jest okej!

Biol-chem = zapierdziel, nie polecam osobom, które nie lubią męczyć sie ze wszystkiego! Jeszcze poszłam do jednego z najlepszych liceów w mieście, więc... no cudnie, ale biologia idzie mi super, jak nigdy <3

Pozdrawiam was i postaram się w ferie nadrobić zaległości na wszystkich blogach!

Całusy :*
Wasza na zawsze
Kochająca Toma ;*

sobota, 1 listopada 2014

Depresja? A co to takiego? - informacyjne!

Nie było mnie tu bardzo długo...
Ale wiecie co?
Widzę różnicę we mnie wtedy i we mnie teraz...
Jestem...
Zmęczona. O tak. Zmęczona. To dobre słowo. Idealne wręcz.
Zmęczona... wszystkim.
Dużo się w moim życiu działo od września. Bardzo dużo... Niekoniecznie dobrego. Było pięknie, ale okazało się że to iluzja.
Wiem, że was to tak średnio obchodzi, ale usprawiedliwiam swoją nieobecność tutaj.
I z góry mówię, że jeszcze trochę ona potrwa. 
Nie jestem aktualnie w stanie ciągnąć tej historii dalej. Nie potrafię wczuć się w tę atmosferę. Nie potrafię pisać o tej świątecznej radości. Nie potrafię pisać o... 
O miłości. Rozumiecie?
Temat miłości tak mnie boli, że nie da rady, żebym miała o niej pisać. Żebym miała wymyślać historię tak szczęśliwej miłości, jak ta. Nie teraz.

Dajcie mi jeszcze trochę czasu.
Obiecuję że wrócę!
Jak tylko będę miała czas - WRÓCĘ!

niedziela, 14 września 2014

Cholera no...

Cholera.
Nie mam na nic czasu.
Odcinek nieskończony czeka od 2 tygodni. 
Nie wiem kiedy go ruszę.
Życie jest REALLY ciężkie.

Kochani, kochani, kochani...
Przepraszam was :C
Nie sądziłam, że liceum jest tak ciężkie. Wprawdzie podoba mi się, ludzie są super, tematy (no, z wyjątkiem paru przedmiotów) są ciekawe, ale przy tym też TRUDNE. Biologię już nam rozszerza nauczycielka o jakieś dodatkowe informacje, warsztaty chemiczne mam jako przedmiot uzupełniający, chodzę na dodatkową chemię, na której będziemy przerabiać materiał 3. klasy teraz, na koło języka łacińskiego też się zapisałam, bo zajmie mi okienko...
Planuję może ewentualnie ruszyć w stronę SKSów z koszykówki i siatkówki, ale to się zastanawiam.

Dziewczyny, no same widzicie... Ja jestem niezorganizowanym człowiekiem. Nie potrafię sobie na wszystko wygospodarować czasu. Może się tego nauczę, a przynajmniej się postaram. Tylko dajcie mi czas. Na razie to nawet na czytanie nie starcza mi czasu. Więc pewnie jak będzie wolne, to będę nadrabiać. O ile nie spotkam się z kimś wtedy.

Pierwszą wycieczkę klasową zaliczyliśmy w piątek i szczerze mówiąc, to najlepszy był powrót, jak razem z Pauliną (z którą się bliżej poznałam już, jest jedną z tych kilku osób z którymi już tak rozmawiam, jakbyśmy się znały wiele lat, chociaż ze wszystkimi normalnie już rozmawiam. Nie udaję kogoś innego i ludzie... no chyba mnie co najmniej tolerują :) ) integrowałyśmy się z chłopakami z tyłu ;)
"Chłopaki, mówcie coś, bo my już przysypiamy!"
"Marcin. No Marcin!"


Ehh, no już nic nie mówię. Bo pewnie was interesuje moje życie <sarkazm> ;)

Tak że ten...

Odcinek -> w miarę możliwości.
Obstawiam że w październiku... może. Naprawdę, nie jestem w stanie wam określić kiedy coś wyskrobię, coś na tyle znośnego, że będzie się opłacało publikować...

Ale trzymajcie tutaj fragmencik, a tak, żebyście nie pomarli z wyczekiwania:



"Tom stanął za mną i szepnął mi na ucho:
-Wszystko już okej?
-Aha.. Nic mi nie jest, tylko to wszystko... - zamachałam rękami – Twoja rodzina...
-Wiem, ale sama słyszałaś, teraz to też i twoja rodzina – uściskał mnie mocno
-I to najbardziej mnie wzruszyło – szepnęłam mu na ucho i pocałowałam go delikatnie w policzek. Uścisnął mnie jeszcze raz i razem weszliśmy do środka. "


No nic, moje panie, powodzenia!

Wasza na zawsze
Kochająca Toma ;*

PS Run, run, run!
 3.10.2014 r. !
Kings of Suburbia!
 Ahhhhhhh <3  

wtorek, 26 sierpnia 2014

ONE SHOT - "O jedno słowo za dużo"

To jest ONE SHOT, nie odcinek opowiadania!
Mam nadzieję, że dostrzeżecie, co chciałam podkreślić i uwypuklić, niektórym może uświadomić. Proszę, wyraźcie swą opinię w komentarzach.
A kto nie czytał odcinka 41, to odsyłam w dół, proszę państwa!
Chciałam wstawić coś 1.09, w urodziny bliźniaków, ale nie wiem czy się wyrobię, a takiego czegoś jak to, to raczej nie wypada ;)

Soundtrack, lepszego nie znajdę aktualnie, może wam się uda wczuć :* 



Zapraszam was,  na one shota, pt:


"O jedno słowo za dużo"

-Jesteś kompletnym debilem, Kaulitz! - krzyknęła Ann i wybiegła z naszego mieszkania. Mojego i jej. Wspólnego.
-I kto to mówi? Panna, która dała się omamić Kaulitzowi! - krzyknąłem za nią.

Fakt, zakochała się we mnie. Ale nie tylko ona padła ofiarą amora. Kochałem ją, byliśmy razem już 9 miesięcy. Zamierzałem się jej oświadczyć...

Ann Muller.
Jak ją poznałem? Banał.
Letni dzień, plaża w Los Angeles.
Ja i mój brat na leżakach, nagle podchodzi do nas piękna blondynka i pyta, czy możemy popilnować jej rzeczy, bo chciałaby iść popływać. Jej niebieskie oczy przeszywają mnie na wskroś.
Oczywiście się zgadzam.
Nasza znajomość od początku była pełna miłości. Ja starałem się dla niej, zabierałem ją na romantyczne spacery, do kin, kawiarni, a ona dziękowała mi za wszystko już samym byciem obok. I to wystarczało.

Byłem szaleńczo zakochany.

Zamieszkaliśmy razem i wszystko było cudownie, dopóki nie rozbiłem tego cholernego wazonu, pamiątki Ann po pradziadku.
Wściekła się, powiedzieliśmy parę niemiłych słów. A teraz wybiegła z domu.

Stałem chwilę w przedpokoju, ale miłość zwyciężyła moją dumę. Wybiegłem za dziewczyną.
-Ann! Ann, kochanie, przepraszam cię! - krzyknąłem, wybiegając na ulicę, gdy ujrzałem postać zbroczoną krwią, która leżała bez ruchu przy krawężniku. Szybko podbiegłem, chcąc pomóc, gdy ujrzałem złote włosy i zgrabną figurę.
-Ann! - krzyknąłem i delikatnie przewróciłem moją dziewczynę na bok.
-Tom – szepnęła
-Ann, przepraszam, przepraszam za ten wazon, nie chciałem go rozbić, przepraszam – mówiłem jednocześnie wybierając numer pogotowia.
Szybko opisałem sytuację i patrzyłem w gasnące oczy mojej miłości.
-Ann, proszę, zostań ze mną! Nie zostawiaj mnie! - płakałem, a ona jedną ręką otarła mi łzy.
-Tomi. Dasz sobie radę. - szeptała cicho z bólem – Kocham cię... - ściszyła głos
-Ann, też cię kocham, słyszysz! Kocham cię jak wariat, do jasnej cholery, nie możesz mnie zostawić samego! - moje łzy kapały na jej twarz. Z trudem podniosła rękę i dotknęła mokrych strużek na moich policzkach. Pogłaskała mnie delikatnie.
-Tomi... - szepnęła ostatnimi siłami – Zawsze będę cię kochać...
-Ann, proszę! Nie zostawiaj mnie! Ann!!! - krzyczałem jak wariat, a łzy dalej spływały po mojej twarzy.
Słyszałem głośne bicie mojego serca, a w gdzieś poza nim odgłos jadącej na sygnale karetki.

Za późno.

Czułem, że cały świat znika. Mój zamykał się do mojej ukochanej Ann.
Czuliście to kiedyś? Nikomu tego nie życzę.
Stawiasz wokół swojego umysłu mur z bólu, przez który nikt się nie przebije. Odgradzasz się od wszystkich i każdego z osobna.

Patrzyłem na nieruchomą, poszarzałą twarz dziewczyny. Dziewczyny, z którą chciałem założyć rodzinę, ożenić się. Mieć dzieci.
Los odebrał mi to w jednej chwili.
Pocałowałem moją maleńką w usta, które już zaczynały chłodnieć i patrzyłem na nią. Nic więcej, tylko patrzyłem.
Chciałem ją zapamiętać, wyryć sobie jej twarz w umyśle, aby zawsze przy mnie była.

Sanitariusz powiedział tylko „Przykro mi”.
A jak do cholery ma ci nie być przykro?!
To przez nich!
Przeze mnie?

* * * * * * * * * * * * *

Prezenter jeszcze raz poprawił krawat, wyprostował się, odetchnął głęboko i po znaku danym mu przez kamerzystę, przybrał zaskoczoną a zarazem smutną minę.
-Panie i panowie, mamy szokujące wieści!
Samobójstwo popełnił Tom Kaulitz, gitarzysta sławnego niemieckiego zespołu Tokio Hotel!
Młody Niemiec niedawno cierpiał z powodu śmierci swojej ukochanej, Ann Muller, młodej ekonomistki z Los Angeles, która została potrącona przez motocyklistę niemal na progu ich wspólnego domu. Człowiek ten nadal nie został ujęty. Kaulitz wpadł w depresję, zaczął bywać w szemranym towarzystwie, aparaty naszych fotografów zarejestrowały nawet regularnie pojawiające się szramy na przedramionach mężczyzny. - operator pokazał zdjęcia Toma zasłaniającego się przed paparazzi i tym samym demonstrującego rany. Mężczyzna był wychudzony, zarośnięty, a jego oczy przypominały bezdenną studnię rozpaczy. - Został znaleziony w czwartek rano z podciętymi żyłami w łazience. Mówi się, że miał ze sobą zdjęcie swojej zmarłej dziewczyny. Brat gitarzysty, Bill Kaulitz, odmówił wygłoszenia oświadczenia do fanów. Aktualnie, razem z pogrążonymi w żałobie przyjaciółmi i rodziną przygotowują pogrzeb Toma. Nasi fotoreporteży postarają się przygotować dla państwa ekskluzywną relację z tego wydarzenia, a tymczasem łączymy się bólu i żałobie z rodziną i przyjaciółmi Toma Kaulitza. Najwyraźniej sława nie uchroni nikogo przed bólem straty.
A teraz czas na wiadomości sportowe (...)

sobota, 23 sierpnia 2014

Odcinek 41 - "ruszyłam za nim, pełna obaw, ale z uśmiechem wywołanym jego słowami na twarzy"

Dla was, kochani, za to ogromne wsparcie, które od was często otrzymuję w komentarzach :*



Odcinek 41


Po całej nocy śpiewania ledwo mówiłam i stałam na nogach, ale jakoś dowlokłam się do naszego pokoju. Spojrzałam na zegarek – 3:57. Prawie czwarta rano. Miałam jakieś trzy godziny na sen przed podróżą. Śpiewałam bez przerwy od godziny 19:30 do 3:30, czyli koło 7 godzin. Potem została mi jeszcze tylko okładka do skończenia i mogłam iść spać. Miałam ogromną nadzieję, ze Tom będzie się cieszył z mojego prezentu.
Bill komentował momentami moją technikę, mówił np. „Tutaj nie wyciągaj tak wysoko, nie dajesz rady, brzmi jakbyś piszczała” albo „Świetnie, naprawdę, ale zejdź jeszcze troszkę niżej”.
Chłopak przysnął około pierwszej, więc dalej kończyłam już sama. Kiedy przykryłam go kocem, mruknął „Ola, piękny masz głos...” i zachrapał.

Weszłam do pokoju, schowałam płytę do torebki i położyłam się koło Toma.
-Mmm, gdzie byłaś? - mruknął chłopak
-Obudziłam cię? Śpij dalej... - powiedziałam i pocałowałam go delikatnie
-Nie, obudziłem się kiedy zobaczyłem, że cię nie ma, jakoś z godzinę temu...
-Dowiesz się we wtorek, co robiłam – uśmiechnęłam się, wtuliłam się w jego ramię. Objął mnie mocno, aż czułam, jak bije jego serce. Zrobiło mi się ciepło i przyjemnie. Zamknęłam oczy i szybko usnęłam kołysana do snu rytmicznym biciem serca mojego ukochanego chłopaka.

*
*
*

-Ola... Ola, wstawaj, kochanie... Trzeba było spać w nocy, teraz trzeba wstać... - słyszałam słowa Toma, a po chwili krótki, słodki pocałunek na ustach mnie rozbudził. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że mój chłopak jest już ubrany.
-A ty co, kiedy się ubrałeś? - spytałam jednocześnie przeciągając się
-Dawno. Nie mogłem spać. Strasznie się cieszę, że jedziemy RAZEM do naszych rodziców- mówił podekscytowany, podkreślając słowo „razem”, aż zachciało mi się śmiać.
-Ja też, ale musimy tak wcześnie wstawać? - spytałam mrukliwie i położyłam się z powrotem pod kołdrą. Tom brutalnie ją ze mnie ściągnął.
-ZIMNO! - pisnęłam, a on na to wziął mnie na ręce i mocno przytulił
-Tak lepiej? - spytał ciepło
-Yhm... daj lepiej jakąś swoją bluzę. Nie możesz mnie dźwigać ciągle...
-Jesteś tak lekka, że nawet nie czuję, że cię niosę – zaśmiał się -A swojej nie możesz?
-Wolę twoją... - uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił uśmiech i podał mi swoją bluzę. Wciągnął mi ją przez głowę i jeszcze raz mocno mnie przytulił.
-A ja kocham, kiedy chodzisz w mojej bluzie... - szepnął – Leć zjeść śniadanie, ja dopakuję wszystkie walizki.
-Dobra, dobra.. Kochany jesteś, wiesz? - powiedziałam i cmoknęłam go w policzek
-Wiem – powiedział dumny z siebie, a ja tylko przewróciłam oczami. Kocham tego ułoma. Nieważne, co robi ani jak się zachowuje.
Zjadłam szybko przygotowaną przez siebie bułkę z serem żółtym, pomidorem i sałatą, wypiłam sok pomarańczowy i pobiegłam na górę. Szybko umyłam zęby, aby schować szczoteczkę do walizki i ubrałam się w długie, szare dresy oraz top, na który narzuciłam bluzę Toma. Nie chciałam ubierać nic innego, nie myślałam o tym, że tak zobaczy mnie jego mama po raz pierwszy. Kompletnie zapomniałam o tym, żeby zadbać o strój. Związałam włosy w luźnego koka, spakowałam brakujące drobiazgi i zeszłam za Tomem na dół.
Z łzami w oczach podeszłam do Georga i Gustava.
-Chłopcy, życzę wam wesołych świąt i wszystkiego co najlepsze w nowym roku... Na pewno nie przyjedziecie do Wrocławia? Znajdziemy dla was miejsce...
-Nie, Ola, dzięki za zaproszenie, ale nie.
-No dobra, to mam nadzieję, ze przyszłego Sylwestra spędzimy już razem, w piątkę.. Może nawet więcej osób...
Pocałowałam każdego z nich w policzek i przytuliłam mocno.
-Tom, nie patrz na mnie tym wzrokiem zabójcy, proszę! - powiedziałam do Toma, bo jego wzrok to dosłownie zabijał. - Wiesz, że to moi przyjaciele, przywiązałam się do nich, ale kocham tylko ciebie-szepnęłam mu na ucho
-Dobra, niech będzie...- mruknął i mnie mocno uściskał
-Jestem tylko twoja, na zawsze, Tomi
-Wiem, nikomu cię nigdy nie oddam...
-Nie szepcze się w towarzystwie! - przerwał nam Bill
-Jak nie chcesz, żeby Toma wzrok spalił G'sów, to wiesz... - powiedziałam, na co chłopaki wybuchli śmiechem.
Wiem, że są dziewczyny, które wściekają się na swoich chłopaków o rzekome „traktowanie jak rzecz” po słowach „jesteś moja”. Ja to odbieram zupełnie inaczej.
Kiedy Tom mówi, że nikomu nigdy mnie nie odda, to czuję się jakby obiecywał mi wieczną miłość. Ja jestem jego, ale i on jest mój.
Złapałam Toma za rękę, a w drugą wzięłam walizkę, po czym oboje ruszyliśmy w stronę samochodu, wcześniej oczywiście ubierając się w kurtki, bo od paru dni trzymał niemalże 10-stopniowy mróz.
-Ola, zostaw tę walizkę, ja ją zaniosę. - powiedział Tom
-Nie jestem aż taką sierotą, żeby walizki nie móc zanieść – uśmiechnęłam się do niego, a on już się nie sprzeczał, tylko puścił moją rękę i wyjął mi rączkę od walizki z dłoni.
-Tom! -krzyknęłam
-No co, ja jestem facetem i to ja będę nosił ciężkie rzeczy. - stwierdził z tym swoim szelmowskim uśmiechem
-Ale ja potrafię sama... - powiedziałam smutno
-Wiem, że potrafisz, ale ja jestem silniejszy i to ja będę nosił ciężkie rzeczy.
-Nie wygram z tobą? - spytałam
-Nigdy – mrugnął do mnie
-No niech ci będzie... - poddałam się, a on tylko uśmiechnął się do siebie i wsadził wszystkie bagaże do auta. Po chwili przydreptał Bill ze swoimi wielkimi walizami i nieszczęśliwą miną. Jego bagaż też powędrował do samochodu, tak jak po chwili my sami. Tom usiadł za kierownicą, ja obok niego, a Bill od razu rozłożył się na tylnym siedzeniu. Lamborghini ruszyło, szybko zostawiając Berlin za sobą.
-Tom... Jak długo jedzie się do Loitsche? - spytałam sennie
-Tyle, że zdążysz trochę pospać – uśmiechnął się mój ukochany
-Ale ja lubię patrzeć, jak prowadzisz...
-Będziesz 1,5 h patrzeć, jak prowadzę?
-Tak krótko? - zdziwiłam się – To po co wyjeżdżaliśmy o 7:00?
-Żeby więcej czasu spędzić w Loitsche i żeby szybciej opuścić dom-stwierdził poważnie, a ja poczułam ciepło rozlewające się po moim ciele.

Pamiętał, jak bardzo dom kojarzy mi się z przykrymi wydarzeniami i jak mi zależy na opuszczeniu go na pewien czas. Naprawdę musi mnie kochać... Chociaż czasem sama w to wątpię. Nie jestem specjalnie atrakcyjna, wiem o tym, ani błyskotliwa, ani wygadana, ani dowcipna. Jedyne co potrafię, to przyciągać kłopoty. A on mimo wszystko jest przy mnie. On- mój ideał. Nie mogłabym sobie wymarzyć lepszego partnera, jest wszystkim, co uwielbiam w mężczyznach: uosobieniem romantyczności, troskliwości, siły i opieki.
Czasem budzę się w nocy tylko po to, żeby sprawdzić czy on naprawdę obok mnie jest, czy to wszystko mi się tylko nie śni. Nie wierzę we własne szczęście. Czym na nie zasłużyłam?

Oparłam się ręką o drzwi i patrzyłam na Toma. Pewność jego ruchów, kiedy zmieniał biegi, gdy przełączał kierunkowskazy, gdy zaglądał do lusterek, żeby sprawdzić sytuację na drodze... Był ostrożny, ale wolałam nawet nie patrzeć na prędkościomierz. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam, wpatrując się w niego jak w ósmy cud świata...

-Ola, wstajemy! Zaraz będziemy na miejscu, a chciałaś zobaczyć jak wjeżdżamy do miasteczka – usłyszałam głos Toma.
Szybko podniosłam powieki i wyjrzałam przez szybę. Tablica z napisem „Loitsche” zbliżała się szybko, aby po chwili zniknąć z naszego pola widzenia.
Nagle uderzyła mnie perspektywa spotkania z matką mojego chłopaka, o której dotąd słyszałam tylko w opowieściach. Zbladłam.
-Tom, a jeśli twoja mama i ojczym mnie nie polubią?
-Oj, na pewno cię polubią – powiedział z przekonaniem
-Ale popatrz, jak ja wyglądam, mogłam bardziej zadbać o to, co na siebie wkładam, twoja mama weźmie mnie za obdartusa- wyrzucałam z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego
-Przyhamuj, Ola! -zaśmiał się Tom przejeżdżając obok znanego wszystkim fanom TH przystanku. Po chwili zatrzymał się obok skromnego domku.
-Tom, ja nie mogę, ja nie pasuję do ciebie, twoja mama na pewno uzna, że jej pierworodny powinien być z kimś lepszym...
-Ola, jeszcze raz powiesz, że nie pasujesz do mnie, to cię walnę, mimo że kobiet nie biję – zagroził mi Tom – Jesteś idealna, piękna, inteligentna i na pewno spodobasz się mamie. Ona szanuje moje wybory. Więc proszę się uśmiechnąć pięknie i pójść ze mną przywitać się. - złapał mnie za rękę i ruszyłam za nim, pełna obaw, ale z uśmiechem wywołanym jego słowami na twarzy...


_________________________________________________________________

No, kochani, to jest koniec odcinka, bo lubię trzymać w napięciu. Trochę się z nim spóźniłam, ale chorowałam, a to nie sprzyja jednak pisaniu :C 
Jestem dumna z tego momentu z bluzą, naprawdę. Jak sama to czytam, to aż mnie ciary przechodzą, chciałabym, żeby mój chłopak w przyszłości, a potem mąż byli właśnie tacy, opiekuńczy, troskliwi, kochani po prostu (oj, się rozmarzyłam)...

No nic, komentujcie, bo sprawia mi to ogromną radość, czytanie waszych komentarzy :*

Wasza na zawsze
Kochająca Toma ;*

wtorek, 12 sierpnia 2014

Odcinek 40 - "Nagle przyszedł mi do głowy świetny pomysł. "

Dla kogo?
Dla mnie.
Ten odcinek jest dla mnie. Bo każdemu należy się coś w życiu. A ja chciałabym wreszcie docenić siebie.
Ola, jesteś wspaniała!
  *Ola to ja ;) *




Odcinek 40

-No co tak patrzycie? - spytał Tom niepewnie – Przecież Ola na pewno go zachwyci, z jej głosem? Na 100%!
-Tom... - powiedziałam, dalej w lekkim szoku – To jest profesjonalny producent. A ja jestem zwykłą amatorką. Nigdy nie brałam lekcji śpiewu. Nigdy nie występowałam, nie brałam udziału w konkursach, nic. Nie ma szans, żeby mnie wziął...
-Nie zgadzam się – wtrącił Bill – Jak dla mnie wystarczy, że trochę poćwiczymy. Masz świetny głos, a po paru tygodniach ćwiczeń będziesz śpiewać prawie tak dobrze jak ja – dodał z wypiętą piersią, a chłopaki zaczęli się śmiać. Ja natomiast pomyślałam „nie mamy tych paru tygodni...”
-Bill, ty i twoja skromność – zaśmiał się Georg
-Te, hobbit! Nie masz prawa głosu! - odpłacił mu pięknym za nadobne Bill
-Mówisz jak Magda... - powiedziałam zamyślona, a chłopaki popatrzyli na mnie dziwnie -No co, takie „te!” to jej znak rozpoznawczy, a „nie masz prawa głosu” wymyśliłam ja.
-Faktycznie, coś wspominała … - mruknął Bill
-Utrzymujecie kontakt? - spytałam delikatnie
-Nie taki, na jakim mi zależy. - powiedział zawiedziony – Ona trzyma mnie na dystans, nie pozwala się do siebie zbliżyć.
-Taka już jest. I tak była nadzwyczaj otwarta dla was, chłopaki, musiała was szczerze polubić, bo zazwyczaj przy obcych jest zamknięta w sobie. Nie lubi mówić o sobie, choć potrafi zacząć rozmowę. Trudno to wyjaśnić...
-Wiem o co ci chodzi – powiedział Gustav
-Tak, Gust też czasem taki jest – powiedział Tom
-Wracając do Josta... - powiedziałam – Myślicie, że on faktycznie może nie załatwić wam kontraktu?
-Jest do tego zdolny... Nie będzie chciał, ale nie może pozwolić, żebyśmy robili, co chcemy, więc musimy ponosić konsekwencje swoich czynów. - stwierdził Georg
-Dobry z niego facet w zasadzie, tylko my jesteśmy świnie, bo sprawiamy dużo problemów – zamyślił się Tom.
Przez długą chwilę wszyscy milczeliśmy zamyśleni.
Nie wiem o czym rozmyślali moi towarzysze, ale moje myśli krążyły wokół jednego tematu: muszę zachwycić Davida Josta, jednego z profesjonalnych niemieckich producentów, który wypromował najbardziej znany niemiecki zespół, do którego miałam szansę dołączyć!!!

-Ola... jutro wyjeżdżamy, pamiętasz? - szturchnął mnie Tom
-Wyjeżdżamy... no tak! Zapomniałam!- chwyciłam się za głowę, złapałam Toma pod ramię i krzyknęłam – Chłopaki, to my was przepraszamy, ale trzeba się spakować i ogarnąć! - po czym popędziłam na górę, ciągnąc za sobą śmiejącego się Toma.
-Z czego rechoczesz znowu? - spytałam surowo
-Z niczego – zdusił w sobie śmiech i spojrzał na mnie z powagą, na co ja roześmiałam się tylko.
-Powaga do ciebie nie pasuje – cmoknęłam go w nos i weszliśmy do pokoju.

Tom ściągnął z szafy moją walizkę, a ze strychu zniósł swoją. Ja tymczasem przetrząsałam przestrzeń za szafką, w poszukiwaniu kolczyka. Niestety, na próżno. Tom podszedł do mnie zasmucony i przytulił mnie mocno.
-Dawaj ubrania, które chcesz zabrać. - powiedziałam ze ściśniętym gardłem i odwinęłam z siebie jego ramiona. Chłopak spojrzał na mnie zaniepokojony, ale odszedł i wziął z szafki przygotowane parę dni wcześniej ciuchy.
-Zostajemy w Polsce na Sylwestra? - spytał Tom
-Tak, Magda nas zaprasza do siebie, będzie tylko nasza czwórka, chyba że Patrycja ze swoim chłopakiem i Natsu z kolegą dołączą.
-To ile to dni będzie? - spytał lekko zdezorientowany
-Zależy którego wracamy, czy już pierwszego, czy drugiego. Kiedy spotkanie z Jostem?
-Piątego. Czyli musimy być w domu już drugiego najlepiej.
-Czyli wyjeżdżamy na 12 dni. Ale większość spędzimy u moich rodziców. Nie przeszkadza wam to? - spytałam trochę obawiając się, że powie, iż przeszkadza im to i wolą spędzić je z mamą.
-Nie, jasne że nie, już i tak dawno nie spędzaliśmy Wigilii z mamą. To dla nas kompletna odmiana, wiesz? - mrugnął do mnie uspokajająco.
-To musi być straszne, nie spędzać świąt z rodziną... - powiedziałam zamyślona. Spojrzałam na Toma i dopadła mnie myśl, że to z nim, właśnie z nim, chcę spędzać każde moje święta. Jest taka piosenka:
I don't want a lot for Christmas, there's just one thing I need...
I don't care about the presents underneath the Christmas tree
I just want you for my own, more than you could ever know...
All I want for Christmas is you”

Nagle przyszedł mi do głowy świetny pomysł.
-Tom, kiedy się spakujemy, może pojedziemy do miasta? Całą piątką?
-Jasne, nie kupiłem jeszcze prezentów, chłopaki też – uśmiechnął się – A ty?
-Kiedy? Sam wiesz, ile się ostatnio działo... - mruknęłam i szybko zmieniłam temat – To wszystko, co bierzesz?
-Tak, chyba tak...- powiedział i zaczął pakować się do walizki. Wyrwałam mu ją spod rąk.
-Mogę cię spakować? - spytałam błagalnie
-Czemu? - spoglądał na mnie podejrzliwie, jakbym coś przeskrobała
-Bo lubię pakować – uśmiechnęłam się figlarnie
-No dobra, poddaję się. Pakuj mnie – powiedział z podniesionymi w geście poddania rękami, na co tylko się uśmiechnęłam.
Szybko posegregowałam ubrania i wpakowałam je do walizki. Po chwili Tom przyniósł swoje kosmetyki, które również schowałam. Ładowarki i inne duperele postanowiliśmy spakować dopiero wieczorem.
Następnie spakowałam swoją walizkę. Ciągle rozglądałam się w poszukiwaniu kolczyka, ale bez skutku.

Gdy wybiła godzina 16:00 staliśmy wszyscy ubrani ciepło w progu. Szybko pojechaliśmy do miejsca i rozdzieliliśmy się. Ja poszłam z Gustavem i Billem, a Georg z Tomem. Tom tak okropnie bał się, że Bill wygada mi, co kupił, że wręcz siłą przepchnął go do naszej grupki. Rozdzieliliśmy się w pobliżu galerii handlowej. Ruszyłam z chłopcami w jej kierunku.
-To co, macie jakieś pomysły? Co można kupić Georgowi? - spytałam
-Hobittowi? Mydło! - roześmiał się Bill
-Nie słuchaj tego idioty, Georg się myje... czasem – zażartował Gustav. Wiedziałam, że to tylko żarty. Georg jest jednym z najładniej pachnących mężczyzn, jakich znam. Oczywiście Tom jest na pierwszym miejscu, nic tego nie zmieni. A co do mojego „genialnego” pomysłu, na prezent dla mojego ukochanego...
-Chłopaki, możemy iść do sklepu z AGD?
-Z AGD? - zdziwił się Gustav – Po co?
-Po prezent dla Toma. Ale to niespodzianka, więc ani słowa! Bill, a twojej pomocy będę potrzebowała. Masz na komputerze program do obróbki utworów?
-Jasne, ale czy nie prościej ci wziąć laptop Toma?
-Nie, bo on się skapnie, że coś nie tak jest. A chcę mu zrobić niespodziankę. - tłumaczyłam
-A co to ma być za niespodzianka? - spytał zaciekawiony Bill
-Nie powiem ci teraz, bo mu wygadasz – uśmiechnęłam się – Zobaczysz w nocy
-Uuuu, Bill! - zaśmiał się Gustav – Tylko nie podrywaj dziewczyny brata!
-Nie mam zamiaru – uśmiechnął się do mnie Czarny
-Chodźcie do tego sklepu – złapałam ich za ręce i pociągnęłam.
Jaki bilans po zakupach?

Trzy godziny chodzenia po sklepach → Pusty portfel, pełne torby i radość w sercu.
Kupiłam płytę CD, z którą w nocy miałam zamiar popracować, dla Georga poduszkę z napisem „Liebe ist alles, alles ist Liebe!” (Miłość jest wszystkim, wszystko jest miłością).
Potem rozdzieliłam się z chłopakami, aby kupić prezenty dla nich. Gustav miał ode mnie dostać małego misia z pluszowym kubkiem czekolady, w koszulce z napisem „You wanna some chocolate, sweety?”, a Bill zestaw do makijażu i bluzę GreenDay, której sama już mu zazdrościłam.
Tom miał dostać od chłopaków nowe słuchawki i perfumy, na szczęście te same, których już używa, a Geo koszulkę i zestaw z Adidasa, bo chłopaki jednak lubią swojemu hobbitowi dokuczać.

Załadowaliśmy się wszyscy do samochodu, wyjątkowo był to granatowy sedan Gustava, którym ten już nie jeździł, i ruszyliśmy do domu.
Tom usiłował wyciągnąć od chłopaków, co mu kupiłam, ale nie dali się, a ja zamknęłam mu buzię jednym tekstem:
-Jak nie przestaniesz dopytywać, to go nawet nie zobaczysz!
Od razu przestał.


Dojechaliśmy do domu, każdy z nas zawlekł swoje torby na górę i schował jak najlepiej umiał. Moja wylądowała w miejscu, w które żaden z chłopaków nigdy nie zaglądał – w szafce w przedpokoju, w której stał odkurzacz.
Tom szybko wszedł pod prysznic, umył się i padł jak nieżywy na łóżko.
-Ola, chodź do mnie... - mruknął, a kiedy podeszłam, mocno mnie przytulił. Wtulił twarz w moje włosy, a ja policzkiem dotykałam jego klatki piersiowej. Był ciepły, pachniał... sobą. A jego zapach, to najlepszy zapach w świecie...
Nachylił się, chwycił moją twarz w dłonie i pocałował mnie lekko. Kocham, kiedy to robi, lekko muska moje wargi, dotykiem lżejszym od motylego skrzydła. Po chwili położył się wygodnie, popatrzył na mnie, przymknął oczy i zasnął. A ja patrzyłam na niego.
Po jakichś pięciu minutach, kiedy upewniłam się, że śpi, wstałam, zgarnęłam pustą płytę, piżamę, ręcznik i kosmetyki i wyszłam po cichutku do Billa.
-Hej, Bill. Mogę umyć się u ciebie? Nie chcę budzić Toma – spojrzałam błagalnie na Czarnego.
-Jasne, nie ma sprawy. Masz płytę?
-Jasne – uśmiechnęłam się i pomknęłam szybko się umyć.
Po kwadransie już stałam koło Billa przed komputerem, ze słuchawkami na uszach i mikrofonem przed ustami.
-Która najpierw? - spytał chłopak
-Zacznijmy od „Last Christmas” Mariah Carey, okej?
-Okej, to zaczynaj.

Więc zaczęłam.

Tom, przyszły święta. Pierwsze, które spędzamy razem. Niedługo myślałam nad tym, co ci dać... Pomysł przyszedł szybko. Realizacja... no zobaczymy jak to będzie. Chciałam ci tylko powiedzieć, że...
Bardzo cię kocham, skarbie...”

<< Oooh... I don't want a lot for Christmas... There's just one thing I need...>>


 ******************************************************************************************

Mam aparat na zęby! Stały! I aktualnie cierpię, ale dam radę :) Cieszę się bardzo z niego i czekam niecierpliwie na moment, kiedy go zdejmę!

Przepraszam, że tak długo zajęło pisanie odcinka, ale większość to napisałam przed chwilą w zasadzie :/

Jak się podoba?

Dziękuję wszystkim za komentarze i publicznie przepraszam miłośćjestsilna, za to, że nie komentuję, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie :C Ale postaram się!

piątek, 25 lipca 2014

Odcinek 39 - "jeśli go wkręcamy, to nie ma szans na nowy kontrakt na płytę..."


 
Odcinek 39

Kiedy w końcu przypomniałam sobie końcówkę poprzedniego wieczoru, spostrzegłam, że Tom wpatruje się we mnie. Spojrzałam na niego pytająco, a on uśmiechnął się słabo.
-Jak się czujesz? - spytał zaspany
-Jakby mnie ciężarówka przejechała – stwierdziłam krótko
-Kacyk, moja droga, kacyk! - roześmiał się, a mi zapulsowała głowa.
-Tom, mamy w domu jakieś tabletki na ból głowy? - szepnęłam
-Mam aspirynę, zaraz ci przyniosę... - mruknął, a potem rozłożył się wygodniej na łóżku – Ale teraz chcę, żebyś miała nauczkę na przyszłość.
-Nigdy więcej nie tknę waszego barku, obiecuję. - powiedziałam błagalnie
-O nie, kochanie, tak łatwo nie ma!
-No dobra... a gdzie masz tę aspirynę? - spytałam cicho
-Nie powiem – uśmiechnął się szelmowsko
-No dobra, sama poszukam – mruknęłam i wstałam z łóżka. Ledwo stanęłam na nogach, ugięły się pode mną. Zatoczyłam się na łóżko i po chwili leżałam w poprzek brzucha Toma. Chłopak ledwo powstrzymywał śmiech.
-Oj, Ola, Ola... ja nie mogę z tobą po prostu...
-Śmiej się z nieszczęścia drugiego człowieka, śmiało! - powiedziałam obrażonym tonem i podniosłam się na nogi. Stanęłam pewnie i ruszyłam do drzwi. Nie trafiłam w nie jednak i przywaliłam z całej siły czołem we framugę. Odleciałam od drzwi na przysłowiowe pół kilometra i usiadłam na ziemi trzymając się za głowę. Czułam jak rośnie mi guz. Z bezradności położyłam się na dywanie i zachichotałam. Tom śmiał się już na cały głos. W końcu uspokoił się na tyle, że podszedł do mnie i złapał mnie pod ramiona, aby posadzić mnie na łóżku. Pogładził mnie delikatnie po ręce, którą trzymałam na czole.
-Pani Nowak, proszę się uspokoić i dać mi pójść po aspirynę samemu – chichotał mój ukochany
-Panie Kaulitz, droga wolna – zaśmiałam się w głos, przy czym poczułam pulsujący ból po prawej stronie czoła. Tom zszedł, chichocząc, na dół. Słyszałam jak opowiada chłopakom o tym, co się przed chwilą zdarzyło. Georg i Gustav ryknęli śmiechem, a Bill zapytał po chwili:
-Tom... Czemu ona się upiła?
Tom milczał. Chłopaki po chwili też ucichli.
-Chyba wiem... - powiedział smutno Czarny
Już więcej nic nie słyszałam, a po 5 minutach w drzwiach pojawił się Tom. Miał nieodgadnioną minę. Na jego twarzy było widać zmęczenie. Podkrążone oczy, a w nich smutek i bezradność. Wydawał się być taki... oklapnięty. To dobre słowo.
Podszedł do mnie z aspiryną rozpuszczoną w wodzie i woreczkiem lodu. Wypiłam szybko roztwór, a chłopak przyłożył mi lód do opuchniętego czoła. Poczułam chłód rozchodzący się po obolałej części głowy, przyniosło mi to niewiarygodną ulgę. Tom co chwila zmieniał położenie woreczka, patrząc mi przy tym prosto w oczy. Przypomniało mi się, jak nie tak dawno to ja go opatrywałam...
Jego wzrok mnie przeszywał. Czułam dreszcze przechodzące mnie całą. Tylko on jeden tak na mnie działał. Nie panowałam nad odruchami mojego ciała.
-Skarbie, popatrz mi w oczy. Zobacz tą miłość. Ona jest tylko i wyłącznie dla ciebie... - szepnął, a ja poczułam przebiegający wzdłuż kręgosłupa dreszcz.
Pocałowałam go delikatnie w policzek, a on przesunął się tak, że moje usta dotknęły jego. Całowaliśmy się, jakbyśmy to robili pierwszy raz. Czułam się cudownie, Tom sprawiał, że czułam się bezpieczna, kochana i najważniejsza dla mojego mężczyzny...

Resztę dnia przespałam, próbując zredukować skutki kaca, podczas gdy Tom pojechał z chłopakami na spotkanie z Davidem Jostem- ich menadżerem. *

Następnego dnia – w sobotę – wstałam dość późno, około 13. Toma już nie było, słyszałam za to śmiech chłopaków dochodzący z dołu. Podniosłam się, przeciągnęłam, aż coś mi przeskoczyło w kręgosłupie, zgarnęłam pierwsze lepsze ubrania i poszłam pod prysznic. Dwadzieścia minut później schodziłam na dół. Poczułam zapach gofrów i natychmiast pomyślałam: „a to chamy, nie obudzili mnie na gofry!!!”. Lekko wkurzona weszłam do kuchni i natychmiast zatrzymałam się zdziwiona.
Tom stał przy opiekaczu do gofrów i męczył się właśnie z wylaniem masy tak, aby nie ochlapać całego siebie i kuchni przy okazji. Obok niego stał talerz pełen gofrów z truskawkami, miodem i co tam jeszcze wymyślił. Bill, Georg i Gustav siedzieli i już wcinali. Odchrząknęłam.
-O, kochanie, jesteś! - powiedział Tom, podszedł do mnie i pocałował mnie delikatnie. Spojrzałam na niego podejrzliwie.
-Czemu się tak podlizujesz dzisiaj? - spytałam
-Podlizywać? Ja? Nie mogę zrobić ukochanej dziewczynie gofrów na śniadanie? - spytał z niewinną minką. Już wiedziałam, ze coś się stało...
-Co nabroiłeś, no mów – powiedziałam i oparłam ręce na biodrach, spoglądając na mojego chłopaka wojowniczo.
-Zaraz tam nabroiłeś... - mruknął. Spojrzałam na niego wyczekująco. - No dobra... ale nie gniewaj się, dobrze?
Skinęłam głową, żeby mówił.
-W zasadzie to są dwie sprawy...
-Aż dwie? - jęknęłam
-Aha... - powiedział marudnie – Jedna to to, że... zgubiłem gdzieś twoje kolczyki... - powiedział cicho
-CO?!- krzyknęłam – Ale chyba nie te komunijne, od babci?!
-No te... - szepnął – Położyłaś je na szafce, a ja niechcący je stamtąd strąciłem... Jeden znalazłem, ale drugi jakby gdzieś wsiąkł, przepraszam cię, Ola, nie chciałem go zgubić....
W oczach stanęły mi łzy. Moje kolczyki, jedyna pamiątka, jaka pozostała mi po babci...
-Rozumiem, Tom... - powiedziałam ze ściśniętym gardłem – Dobrze, że mi powiedziałeś...
-Nie jesteś zła? - spytał niczym małe dziecko
-Nie, nie jestem zła... - powiedziałam i usiadłam obok Gustava. Tom postawił przede mną talerz, na którym ułożył z truskawek „I'm sorry”. Pochyliłam się, aby włosy zakryły mi twarz i pozwoliłam łzom popłynąć.

Te kolczyki, to była jedyna pamiątka po mojej babci, która zmarła, gdy miałam 10 lat. Pamiętam, jak dała mi je na Komunię. Powiedziała wtedy „pamiętaj, że to nie materialne rzeczy, prezenty, które dostajesz, są ważne. Najważniejsze jest to, ze przyjmujesz Pana Jezusa do swojego serca. A kolczyki to tylko symbol. Kiedy będziesz je nosić, to tak jakbym była przy tobie.”
To było w moją Komunię. Gdy obchodziłam rocznicę, babci już ze mną nie było.
Dlatego były one dla mnie tak cenne. Nie przedstawiały wielkiej wartości materialnej, ale chodziło o to, że babcia była ze mną, nawet gdy jej nie było. Sentymentalna wartość przerastała materialną.

-Ola... - powiedział Tom i podniósł moje włosy do góry – Nie płacz, proszę, nie chciałem tego kolczyka zgubić...
-Tom, nie jestem na ciebie zła, tylko mi smutno... - mało powiedziane! „Smutno” nie oddawało tego, co czułam, ale po co miałam go tym martwić, już i tak się obwiniał.
-Przepraszam cię, wiedziałem, ze one są dla ciebie ważne, powinienem był uważać...
-Tom, jeśli upadły w domu, to na pewno się kiedyś ten brakujący znajdzie...- powiedziałam, a on poczuł się pewniej. - Była jeszcze jedna sprawa, prawda?
-Tak, ale to już mniej ważna. Wczoraj, na spotkaniu, David zgodził się ostatecznie na naszą propozycję, żebyś zaśpiewała z nami podczas wakacyjnej trasy. Nie będzie cię promował, jako ciebie, tylko jako „nową członkinię Tokio Hotel”. Doszedł do wniosku, że to może wpłynąć na nasz wizerunek czy coś. - Tom wzruszył ramionami – Ale jest warunek. Po świętach się z nim spotykamy, jeśli nadal tego wszystkiego chcesz, to pojedź z nami, David chce na żywo usłyszeć jak śpiewasz. Musisz go zachwycić, bo powiedział, że jeśli go wkręcamy, to nie ma szans na nowy kontrakt na płytę... - powiedział, a w kuchni zapadła cisza.

* * * * *

  • menadżer to jedyna forma tego słowa, jakiej mi nie podkreśla open office



Witam :)
Na temat tego odcinka nic nie powiem, bo mógłby być lepszy, ale nie umiem napisać go lepiej, mimo ze próbuję.
Mam nadzieję, że wam się podoba <3

Nigdy jeszcze nie widziałam tylu komentarzy! Jestem z was dumna!
Proszę, trzymajcie tak dalej!!!

Natallie'n N → Witam w gronie czytelników!
Wiem, że go przesładzam, ale wierzę, że tacy mężczyźni są jeszcze na świecie. Jako gatunek zagrożony, ale są xD

miloscjestsilna → Też bym chciała być na jej miejscu, pomijając te słabe chwile ;) Ale mi się miło zrobiło, jak napisałaś, ze umiem wspaniale pisać... Rany, ale mi fajnie <3

Aliens Forever → Zaiste, mam prawo go przesładzać i wręcz to lubię, bo (patrz odpowiedź do Natallie'n N )

Doniaaaa → A idź ty, wypociny to są tutaj! Śmiało, możesz mi skopać 4 litery, może napędzisz mi weny xD

A. Marzycielka → dodało się :) Ja tak gadam, bo wiem, że mogłabym pisać lepiej, ale są odcinki, kiedy po prostu SIĘ NIE DA. Wiesz co mam na myśli? :)

Hana → Si, dostałam się! <3 I zacieszam, bo gdybym się tam nie dostała, to bym nie wiem co zrobiła, bo to jedyna klasa, która mi pasuje w całym mieście ^^

Tomuśka* → Kochana, no nareszcie wróciłaś!!! Proszę bardzo, next ^^ A komentarz u ciebie napisałam, więc nie jest słabo!!! I jak będziesz tak gadać, to cię pobiję!


I co więcej, kochani... Przepraszam za zastój w komentowaniu, tak jakoś wyszło... Postaram się w najbliższym czasie nadrobić!

Słoneczka (ale bez przesady, bo jak ostatnio upały były, to ja się czułam jak skwarek, nie wiem jak wy) i opalenizny!

<3