Odcinek
42
-Tom!
Bill! - wysoka i szczupła kobieta otworzyła nam drzwi i rzuciła
się chłopakom na szyję. A więc tak wygląda Simone... Miała
krótko ścięte blond włosy i młodą twarz ze zmarszczkami wokół
oczu, świadczącymi o poczuciu humoru. Oczy... jej oczy były
dokładnie tego samego koloru, co Toma. Identyczny kształt, kolor...
Tylko rzęsy miała dłuższe.
Ubrana
była... no właśnie, jej ubiór sprawił, że z miejsca się
rozluźniłam. Miała na sobie podkoszulek i dresy, na nogach puchate
kapcie, na widok których z miejsca się uśmiechnęłam. Odsunęła
się od chłopaków i spojrzała w moim kierunku.
-Ty
zapewne jesteś Ola – powiedziała, podeszła do mnie, przygarnęła
do siebie i mocno uściskała. Ponad jej ramieniem spojrzałam na
Toma, który szczerzył zęby w uśmiechu pełnym otuchy. Ulga, jaką
sprawił mi gest Simone była tak wielka, że aż się wzruszyłam.
Kobieta odsunęła mnie od siebie na długość ramienia i przyjrzała
mi się.
-Wiem,
że dużo przeszłaś. Ale we mnie i w Gordonie będziesz mieć
wsparcie, jesteś teraz częścią rodziny. -powiedziała i otarła
łzę z mojego policzka.
-Bardzo
pani dziękuję za ciepłe przyjęcie... - powiedziałam łamiącym
się głosem, a Tom podszedł, stanął obok mnie, chwycił w talii,
przytulił mocno i pocałował w czubek głowy.
-Och,
proszę, przestań z tym „pani”. Mów mi Simone – uśmiechnęła
się do mnie kobieta, a ja już zupełnie się rozkleiłam. Nie wiem,
co się stało, może uderzyło mnie to, jak bardzo podobni są do
niej chłopcy? Albo po prostu troska obcej osoby mnie wzruszyła? Jej
słowa „jesteś teraz częścią rodziny”?
-Simone,
coś ty jej zrobiła? - usłyszałam pytanie zadane głębokim męskim
głosem z nutą sarkazmu. Podniosłam głowę i zobaczyłam jeszcze
wyższego niż Bill mężczyznę, z lekko przerzedzonymi włosami i
małym brzuszkiem. Podszedł do mnie i wyciągnął rękę:
-Jestem
Gordon, możesz mi mówić Gordon, słów przywitania nie będę
powtarzał po Simone, bo jeszcze znowu się rozpłaczesz. Witamy w
rodzinie – powiedział i wyciągnął mnie z ramion Toma, aby
samemu mnie uściskać, a ja znów poczułam gulę w gardle i
zapiekły mnie oczy.
-Miło cie poznać, Gordon... - zapiszczałam
-Miło cie poznać, Gordon... - zapiszczałam
-Chłopcy!
Znowu urośliście, albo ja się kurczę! -stwierdził wypuszczając
mnie z objęć. Uściskał bliźniaków, po czym podszedł do Simone,
chwycił ją w talii i ruszył w stronę domu. Tom stanął za mną i
szepnął mi na ucho:
-Wszystko
już okej?
-Aha..
Nic mi nie jest, tylko to wszystko... - zamachałam rękami – Twoja
rodzina...
-Wiem,
ale sama słyszałaś, teraz to też i twoja rodzina – uściskał
mnie mocno
-I
to najbardziej mnie wzruszyło – szepnęłam mu na ucho i
pocałowałam go delikatnie w policzek. Uścisnął mnie jeszcze raz
i razem weszliśmy do środka.
Simone
krzątała się po domu ze szmatką w ręce, a Gordon ukradkiem
przemknął do garażu, aby „poszukać ozdób na choinkę”,ale
Tom powiedział mi później, że mówi tak co roku, aby wymigać się
od sprzątania. Tak naprawdę siada na krześle i brzdąka na
gitarze, którą chłopcy kupili mu po wydaniu swojego pierwszego
albumu. Nieśmiało podeszłam do Simone i spytałam cicho:
-Może
pani pomogę?
-Mówiłam
ci, żebyś nie mówiła do mnie per „pani” - kobieta posłała
mi uśmiech – Skoro chcesz, to weź Toma i Billa, i idźcie
odświeżyć pokoje na górze. Ale oni też mają sprzątać!
-Prędzej
spodziewałabym się, ze Tom będzie chciał mnie wyręczyć... -
mruknęłam, a Simone tylko pokiwała głową.
-Taki
już jest, prawdziwy dżentelmen...
-Wezmę
tych dwóch na górę, ale gdzie mogę znaleźć jakieś szmatki,
płyny?
-Tom
ci pokaże, gdzie jest pomieszczenie gospodarcze – powiedziała i
jeszcze raz się uśmiechnęła- Cieszę się, że Tom cię ma.
Widać, że jest naprawdę szczęśliwy... - stwierdziła, pogłaskała
mnie po policzku, po czym wróciła do przerwanej czynności.
Mój
chłopak podszedł do mnie i szturchnął mnie:
-To
co robimy?
-Sprzątamy
na górze. - uśmiechnęłam się – Gdzie macie pomieszczenie
gospodarcze?
-Chcesz
sprzątać? - zdziwił się – Ledwo stoisz na nogach ze
zmęczenia...
-Nie
przesadzajmy, posprzątamy razem z Billem, a potem pójdziemy na
spacer, dobrze? - poprosiłam
-Ale
jak wrócimy, to pójdziesz się przespać, nie mogę patrzeć na te
cienie pod twoimi oczami... - powiedział zmartwiony
-No
dobrze, obiecuję, ze pójdę się przespać...
-No
to bierz młodego i idziemy.
-Dla
mnie on wcale nie taki młody, tak jak i ty – rzekłam figlarnie
-Jestem
w idealnym wieku dla ciebie – pocałował mnie w czubek nosa, a ja
wtuliłam się w niego.
-Czarny!
-krzyknął Tom, a Bill praktycznie zmaterializował się koło nas
-Nie
drzyj się – upomniał go chłopak
-Idziemy
sprzątać na górę – oznajmił mu brat i ruszył ze mną na górę
-Ja
też? - zdziwił się muzyk
-No
a jak inaczej – mrugnął Tom
-Niech
ci będzie... - powiedział Bill, czym bardzo mnie zaskoczył
-Kiedy
stałeś się taki uległy? - spytałam zdziwiona
-Od
kiedy Tom... - w tym momencie mój ukochany zatkał mu usta ręką
-Tom,
o co mu chodzi? - spytałam podejrzliwie
-O
nic, o nic – powiedział podejrzanie szybko, ale nie chciałam już
naciskać, nie miałam siły.
Weszliśmy
na górę, Tom przyniósł szmatki, ręczniki papierowe i różne
inne niezbędne przedmioty. Złapałam za błękitną szmatkę, a Tom
wyrwał mi ją z ręki.
-Ej!
- upomniałam go
-No
co, niebieski to mój ulubiony kolor – odrzekł z niewinnym
uśmiechem na twarzy
-Ale
nie ma żadnej innej!
-No
to będziesz mi psikała płynem, dobrze? - poprosił z tak zwaną
„puppy face”
-Niech
ci będzie, ty głupolu – mruknęłam, a on schylił się, aby
pocałować mnie w czoło.
Ze
sprzątaniem uwinęliśmy się raz-dwa, zeszliśmy na dół i
zjedliśmy bez pośpiechu obiad – spaghetti bolognese, a'la Simone
Kaulitz. Było naprawdę pyszne, już wiedziałam, po kim Tom ma
talent do „kucharzenia”. Jedząc, patrzyłam na Toma, który
promieniował radością. Teraz było tak naprawdę widać, jak
wielkie znaczenie ma dla niego rodzina, ile jej zawdzięcza i że to
właśnie dzięki Simone, Gordonowi i Billowi jest, jaki jest.
Powinnam im za to właściwie dziękować na klęczkach.
Po
posiłku Tom pogonił mnie, żebym się cieplej ubrała, a potem we
dwoje poszliśmy na długi spacer.
Tom
poprowadził mnie wzdłuż ulicy aż doszliśmy do lasu. Uderzyło
mnie jego piękno, byłam wprost oczarowana. Śnieg skrzył się,
skrzypiał cicho, kiedy deptaliśmy go swoimi stopami, a drzewa,
pomimo braku liści, wyglądały niczym strażnicy tej
charakterystycznej leśnej ciszy. Szłam niemalże z otwartą buzią,
a Tom uśmiechał się szeroko, widząc mój zachwyt. W pewnej chwili
złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
-Ola,
kocham cię... - powiedział mi do ucha, a mnie przeszyły dreszcze-
Kocham cię, jak nikogo nigdy dotąd...
Czułam,
że słowa wypowiedziane tutaj, w jego rodzinnym mieście mają
znaczącą wagę. To coś innego niż nasze ciche szepty wieczorami,
to było coś... wyjątkowego. Ktoś kiedyś powiedział, że
najpiękniejsze chwile naszego życia piszą się same, nie da się
ich zaplanować. Cokolwiek byśmy nie wymyślili, życie wymyśli coś
o wiele lepszego, bo niespodziewanego. I wiecie co? Ten ktoś miał
rację.
Zrobiło
mi się chłodno i zadrżałam w ramionach Toma. Poczuł to od razu i
przygarnął mnie mocniej do siebie i mocno przytulił. Po chwili
zdjął ze swojej szyi szalik i owinął go wokół mojej.
-Tom,
zmarzniesz, zabieraj ten szalik! - powiedziałam nieco zdenerwowana i
popatrzyłam na niego z wyrzutem.
-Tak
szczerze, to wziąłem go tylko dlatego, że ty nie wzięłaś, a
wiem, że bym cię nie przekonał – mrugnął do mnie łobuzersko,
a mi odebrało dech. Jakim cudem taki wspaniały facet istniał
naprawdę, a na dodatek kochał MNIE? Nie mam pojęcia, ale
dziękowałam i dalej dziękuję Bogu, że spotkałam Kaulitza.
Chłopak
przytulał mnie, aż wreszcie się rozgrzałam, a wtedy pocałował
mnie delikatnie... w tak magicznej scenerii, nikogo dookoła, ten
pocałunek był jednym z najlepszych, jakie sobie przypominam.
Potem
objął mnie ramieniem i poszliśmy dalej ścieżką prowadzącą w
głąb lasu. Nagle skręciliśmy w ledwie widoczną ścieżynkę,
bardzo wąską. Gałęzie raniłyby mnie w twarz, gdyby nie Tom,
który przytrzymywał je, gdy przechodziłam. Jest taki kochany...
Nagle
mój towarzysz chwycił mnie za rękę i kazał mi zamknąć oczy.
Poprowadził mnie powoli do przodu i po chwili, która wydawała mi
się trwać wieczność, pozwolił mi uchylić powieki.
Kochane, tyle na dzisiaj, w końcu się przełamałam, płakałam jak głupia pisząc ten odcinek, musiałam się przemóc, bo cholernie mnie to wszystko boli, temat miłości, wszystko co z nią związane. Wątpię, czy mam na nią szanse wgl w swoim życiu, ale jest lepiej niż było 3 tygodnie temu -> jest okej!
Biol-chem = zapierdziel, nie polecam osobom, które nie lubią męczyć sie ze wszystkiego! Jeszcze poszłam do jednego z najlepszych liceów w mieście, więc... no cudnie, ale biologia idzie mi super, jak nigdy <3
Pozdrawiam was i postaram się w ferie nadrobić zaległości na wszystkich blogach!
Całusy :*
Wasza na zawsze
Kochająca Toma ;*